poniedziałek, 29 lutego 2016

One Shot| Rytm miłości - część 2



Po wszystkim jesteśmy razem,
oglądając wschód słońca.







Ciemny las, wyłaniające się prastare konary drzew i śmiech wiatru tak głośno, że ptaki odleciały szukać schronienia. Cząstka bezdomnej chatki, która kiedyś była moim jedynym oparciem i nadzieją wygląda, jak ruina zapadająca się z każdym kolejnym podmuchem. 
Jedyna i malejąca noc mogła zmienić, aż tak wiele, pozbawiając mnie wszystkiego, nawet jej.
Dziesięć lat katowania samego siebie, podczas kiedy dziewczyna, która zmieniła mnie na lepsze ma kochającego męża i rodzinę, Rodziną, którą moglibyśmy założyć razem. 

Ludzie nieustannie wpatrują się w ostatnie błache, palące się eternity dachu i serce, które nie może wyzbyć się uczuć i spoglądać na widoki rozpadającego się królestwa, wyobrazić smutnych oczu mojego anioła. Niepełnosprawnej istoty skrzywdzonej nie tylko przeze mnie, ale także przez los, wirujący nad jej duszą i umysłem. Żałuję, zawsze żałowałem, że nie wiedząc co się stało potraktowałem ją jak bezbożną sukę, a ona pomogła mi zrozumieć moje zachowanie, moje błędy.
Dziesięć długich lat czekania na pierwszą i ostatnią miłość mojego życia, Dziesięć długich lat obarczania Jezusa, który przestał istnieć już bardzo dawno temu i zamknął dla mnie drogę do niebios, i słowa - szczęście. 
Po to by nauczyć mnie świadomości bólu, który fundowałem innym? Nadzieja.
Była przy mnie, nigdy nie opuszczała, podczas popełniania grzechów i nauczyła szczerości, ludzkiej głupoty. Co jeśli było za późno?

"Za późno by marzyć.
Za późno by kochać"
Święte słowa, wypowiedziane przez kapłana modlitwy, który właśnie teraz dodaję mi słowa otuchy i ciepła. Stoi nieruchomo nad moim ciałem i szepczę o daniu sobie radu w trudnej sytuacji.
Kiedyś byłem silny, ale to co było kiedyś już nie wróci. 
Zakochany na zabój, mający nadzieję, że Violetta wróci do mnie po tylu latach i wybaczy wszystkie winy. Zatykam uszy dłonią i mocnym szarpnięciem ciągnę za końcówki sutanny, odciągając od siebie na kilometr. 
- Chłopcze, nie igraj z diabłem.
- Diabeł jest wszędzie - krzyczę przeraźliwie, omijając ciężarowe samochody.
Świat odwraca się plecami, ale umysł odgania mnie od siebie, pokazując że może triumfować nad losem, który sam sobie zafundowałem,
Zakochane pary rzucają mi przelotne spojrzenia i śmieją się, kiedy miliardy łez spływa po moim policzku, łącząc się w jedność. Trylion i więcej żalu przecieka mnie całego i zostaję tam, gdzie powinno.
- Leon, zaczekaj - odwracam się w stronę znajomego głosu.
Hope zaciska ręce na moim ramieniu i ze smutnym wyrazem twarzy, błagalnie prosi o zgodę.
- Daj sobie pomóc - kiwam przecząco głową.
Świat jest ciężką przestrogą do zdobywania nowych doświadczeń, wyznań. Wydaję się ogromną zagadką. Rozglądam się dokoła, dostrzegając, że po raz kolejny zostałem sam, oddycham głęboko, wciągając powietrze.






*
Los Angeles wypełnia gromadka ludzi, krzątających się w różnych zakątkach miasta. Połowa z nich udaję się w stronę domów, galerii handlowej, by wspólnie z bliskimi spędzić miło dzień, do nieprzytomności uśmiechać się właśnie dla nich. Inni samotnie obkrążają park i uliczki. Z głośną muzyką i spuszczoną głową biegam dokoła budynków,
- Przepraszam pana, to przez przyp.. - urywa zdanie.
Śliczna blondynka o niedługich włosach.
- To ty.
- Violetta - szepczę.

Dziewczyna stoi na własnych nogach, nie ma obok niej wózka inwalidzkiego, krąży po świecie zupełnie zdrowa i cieszy się nowym życiem
- Ty chodzisz.
- Tak, chodzę, León, nie spadłam z mostu, choć pewnie nie płakałbyś, byłoby ci to na rękę - zamieram.
Wszystkie kości zaczynają się rozrywać, czuję, jak potok łez spływa po jej delikatnej skórze .
- Minęło dziesięć lat, a ja się zmieniłem, zmieniłem na lepsze i czekałem na ciebie - obejmuję jej chude ramiona,
Z większą siłą odpycha mnie od siebie i wymierza cios w policzek.
- To i tak by nic nie zmieniło.
- Dlaczego?
- Człowieku, mam siedmioletniego synka, mężczyznę, dzięki któremu jestem tu gdzie jestem i całkowicie mogę wykrzyczeć, że skończył się czas męczarni - oznajmia.
 Nie wiem jakiej odpowiedzi się spodziewałem. Wierzyłem, udając zwariowanego głupka, który oszalał na punkcie pięknej istoty.
- Kochanie, skończyłem.. - miasto staje w miejscu.
Ulice zaczynają napełniać się tłumami, słysząc kojące bicie mojego zwariowanego serca, przerażająco szybkiego rytmu. Zaciskam pięść, zaciskam szczękę, nie poddaje się i spoglądam na mojego wroga, mojego dawnego "przyjaciela".
- Diego, zabrałeś mi ją, podły zdrajco - wrzeszczę, stawiając większe kroki.
Uderzam w pogoń, aby zabić kłamcę, którego uważałem za najbliższą osobę. Zapewniał, że Violetta nie chce mnie znać, nie chciał mojego szczęścia.
- Uspokój się - huczy,
- Nie masz prawa się do mnie odzywać, nie dotykaj mnie.
- León, musisz zacząć się leczyć, twoja depresja osiągnęła najwyższy stopień zagrożenia, potrzebujesz psychiatry - jego wrzaski rozsadzają mi czaszkę.
Mam ochotę zrzucić go z mostu, zmierzyć się z nim twarzą w twarz, a zaraz po tym być tylko i wyłącznie z nią, wychowywać pociechę pieprzonego dupka.
- Ja? Spójrz na siebie. Spoglądałeś mi prosto w oczy, krzycząc, że przeprosiny już nic nie dadzą, żebym dał sobie spokój, bo ona nie wróci.
- Diego, popełniłeś błąd, to nie miało tak wyglądać - odzywa się trzydziestolatka.
Kręci przecząco głową, przeszywając wzrokiem naszą dwójkę.
- On - wskazuję na mnie. - Nie zapewniłby ci bezpieczeństwa, znałem go dłużej niż ty, wiedziałem, że muszę to zrobić.
Nie wytrzymując okładam jego sylwetkę pięściami kopiąc i bijąc na przemian, mężczyźni w czarnych kominiarkach odciągają mnie od zmasakrowanego bruneta. Przez mgłę dostrzegam radiowóz policyjny i kilku lekarzy. - Jest pan zatrzymany.
Próbuje wyrwać się z pułapki, lecz umożliwiają mi to kajdanki spoczywające na nadgarstkach. Spoglądam na niebo, spoglądam na siebie, widząc swoje odbicie.
Koniec marzeń i nadziei, wsiadam do samochodu czując wściekłą fale bólu, krzywię się lekko dostrzegając wystraszoną Violettę i jej zawiedzioną minę. Zostawiam przeszłość i zostawiam uczucia, czekając na koniec, czekając na śmierć.






Od autorki:
CZEŚĆ. ;)
Spieprzyłam końcówkę,
ktoś by się spodziewał tego?
I przepraszam, znowu nadużywam
metafor i wyszło nudne coś.
Leon zostaję zabrany, do szpitala.
Wszystko dzieje się tak nagle.
To ostatnia część one shota.
Jestem z niego zadowolona,
wy oczywiście nie musicie, naturalnie ^-^
To do...kiedyś, tak? ;D


Wiktoria




sobota, 27 lutego 2016

12: Zniszczyła moją miłość



~Uciekam przed uczuciem,
by zapomnieć o swoim istnieniu







Szatyn z zaciekawieniem oglądał ciemnie niebo, pokryte kilkoma gwiazdami i podśpiewywał jedną z ulubionych piosenek swojej zaginionej żony. Przeszłość ciągnęła się za nim wąską ścieżką i przypominała o minionych wydarzeniach, poszukiwaniach, codziennych spotkań na komendzie policji i wsłuchiwania się w gdybanie dyrektora. 
Lily jako mała dziewczynka nieustannie pomagała mężczyźnie w pracach domowych i opatrywała wszystkie jego rany, wyrządzone przez kochanków matki i dobrze umięśnionych znajomych ojca.
Częste wyjazdy do innych krajów powodowały, że młody Verdas żyjąc ciągłą rutyną, dostawał haniebny łomot za problemy istniejące w psychicznej rodzinie. Mimo tego, nigdy nie pomyślał o oddaniu się dobrowolnie w ręce opieki społecznej, ponieważ wiedział, że życie tam zafunduje mu gorsze piekło, niż to, które przechodził we własnym domu. Sąsiedzi trzykrotnie zawiadamiali odpowiednie władze, martwiąc się o pozostawione w opiece dziecko. León za każdym razem zdawał sobie sprawę, że dla dobra własnego i rodziców musiał kłamać.
Życie na krawędzi nauczyło go stosownego traktowania osób, które kiedyś potwornie zraniły jego uczucia i prosto w twarz śmiali się głośno, aby wzbudzić sensację cierpiącego chłopca. Czarnowłosa wkraczała do akcji, kiedy tylko działo się coś poważnego i nie dawała pomiatać egoistycznym typkom, najbliższemu jej sercu człowiekowi.
León zakochał się w niej od pierwszego ujrzenia, bardzo długo tłumił w sobie emocje i kiedy poczuł, że wszystko zaczyna go przerastać wyznał jej co czuję. Z uśmiechem na twarzy objęła go w pasie i ochoczo podała swoją dłoń, by towarzyszyła mu zawsze. Ślub odbył się niedługo po jej dwudziestych-drugich urodzinach, szczęśliwa para powiedziała sakramentalne tak i obiecała nie opuszczać w potrzebie. Jednak los płata figle, szatyn został zupełnie potraktowany i osamotniony, bez niej świat stawał się nudnym przebłyskiem słońca, tęsknił, przeżywając koszmar życia,


Przemyślenia Leóna przerwał głośny dźwięk dzwonka. Kątem oka zerknął na wyświetlacz smartfona i zacisnął szczękę, czytając treść wiadomości. Ze zdenerwowania nacisnął obojętny przycisk i usunął zdjęcia z folderu. Pomyślał o spędzonych latach, dla dobra innych ludzi zamkniętej w szpitalu psychiatrycznym wyrodnej matce, która udawała, że nie wzruszyło nią samotne siedzenie w ciemnej celi, pośród chorych psychicznie, pozostawionych na bruku współlokatorów.
Pomyślał o Violetcie, jej pięknym uśmiechu i podłym charakterze, zniszczonego przez Collins'a związku. Drżącymi rękami odnalazł jej numer, wciskając zieloną słuchawkę.







*
Uśmiechnęła się chytrze, stawiając szybsze kroki na marmurowym chodniku naprzeciw domu Leóna. Samochody mijały się z wielką prędkością, a kierowcy zadowolenie rzucali się w otchłań szybkości, nie mając pojęcia o tragicznej śmierci na miejscu. Mieszkanie Verdasa mieściło się całkiem niedaleko galerii handlowej i pobliskiej, ulubionej kawiarenki, w której razem z Francescą spędzały kilka następnych godzin. Delikatnym draśnięciem zapukała do drzwi i zakładając ręce na piersi, rozglądała się po zadbanym ogrodzie.
- Wejdź - dreszcz emocji ogarnął jej ciało.
Lekko skrępowana i zawiedziona weszła do środka, stojąc w progu korytarza. Wzrokiem odnajdywała zmartwionego szatyna i bała się zabrać głos.
- Chyba nie będziesz tak stała, prawda?
- León, nie musisz być taki niemiły - mruknęła.
Westchnął jedynie, podpierając brodę.
- Coś się stało?
- Pamiętasz, co obiecałaś mi całkiem niedawno? Że mogę na tobie polegać - zacytował.
Kiwnęła porozumiewawczo głową, przyglądając mu się z bliska.
 Sportowy t'shirt, kilkudniowy zarost i grzywka, ułożona w takt, jakby wiatr dał przyrodzie rozkaz, rozwiewając na różne strony. Obydwoje zamyśleni i wciągnięci w nałóg "przebywania w ciszy", poukładanego natłoku myśli.
- Do czego zmierzasz? - zapytała.
- Miejmy świadomość, że nadal się nienawidzimy. Zostań moją wspólniczką i pomóż mi odzyskać zaufanie Holly, zniszczę ją tak samo, jak ona zniszczyła moją miłość.






Od autorki:
Nie wyszło, a tak obiecywałam ^-^
Przepraszam, bo..rozdział taki nijaki.
Wiem, że moje zdolności pisarskie nie są za ciekawe.
Kto oglądał Live Jorge?
Zauważył kogoś? Bo mnie tak xDD
W jego ustach akcent "WIKTORIA" brzmiał rewelacyjnie,
jakby dosłownie mówił po polsku.
Dziękuję wszystkim za pomysły.
I liczę, że z czasem będzie was więcej.
Nie wymagam komentarzy, choć nie ukrywam, że są dla mnie ważne.
Leon miał żonę, raczej, ma,
Holly główną podejrzaną.
Co się stało z Lily?
Czy Violetta pomoże Leonowi w odkryciu prawdy?
Tego dowiecie się w trzynastym rozdziale! :D
Kisski, lovki.


WIKA



czwartek, 25 lutego 2016

Ważna sprawa

Najpiękniejsza, i niebezpiecznie piękna.




Długo wahałam się czy aby na pewno dodać ten post.
Możecie być pewni, że bez powodu Wiktoria nie piszę notki, c'nie?
I nie chodzi tutaj o zakończenie historii, nie chcę was znowu zawieźć.
Po prostu dłuższy czas nie mam już pomysłu na dwunasty rozdział.
To znaczy, może nie tak..coś tam w głowie wiruję, pytanie brzmi czy wy to chcecie xDD
Czy chcecie już Leonettę, czy kolejne męczenie się z przemyśleniami tej pary?
Zaczynam mieć wrażenie, że z rozdziału na rozdział zaczyna wam się to opowiadanie nadzwyczaj nudzić, nie ma co zaprzeczać ^-^
Mogę napisać rozdziały do siedemnastki, tylko kto to będzie czytał?
25 osób "czyta", za to komentuję 11, różnica jest ogromna, prawda? xDD
Znowu o tym napierdziela, ugh, wiem.
Chcę wiedzieć co wy myślicie na ten temat i czy podrzucacie jakiś pomysł co do kolejnego rozdziału? Czego oczekujecie? 
Czekam na opinię na ten temat, i liczę że jakoś mi pomożecie, może wtedy najdzie mnie pomysł lub wena i napiszę coś fajnego ;)
Jestem dziwna, bo 13 i 14 pójdzie sprawnie, ale co z tym? ;D
Zakładki co do nowego story są już, ale nie chcę też zostawiać tego bo się trochę przywiązałam, że tak powiem.
To sobie porę znalazła, już tydzień męczę się z chorobą i kolejnym antybiotykiem, ktoś zazdrości? Nie ma czego ;*


Wikson 

piątek, 19 lutego 2016

11: "Moje serce obawia się cierpień, i tego co będzie dalej"



~Zrozumiałam.
Że jestem kimś kto powinien decydować.
Co robić z tym, czego się nauczałam.
I wybieram nie bycie samą.





Violetta pod wpływem pretekstu zagrała swoją rolę i ze sztucznym uśmiechem odeszła w stronę domu. Wysoka i szczupła brunetka stąpo wyczekuję odpowiedzi. Rozumiem, że przeżywa zaginięcie siostry tak samo jak ja. 
- Może usiądziemy?.
- Nie zamierzam z tobą siadać - burczy cicho.
Olivie nigdy nie akceptowała decyzji rodziny. Uważała, że tylko i wyłącznie jej rozmowy mają jakikolwiek sens i rozpadała związki, przywiązując i porzucając zakochanych już ludzi. 
- Ok, to cześć - mijam dziewczynę bez słowa i stawiam coraz szybsze kroki na chodniku. 
Samochody pędzą z prędkością maksymalną i wracają do początkowego miejsca wyjazdu.
- Zawsze byłeś tchórzem, więc nie dziwi mnie twoje zachowanie - syczy, zaciskając zęby.
Odwracam się z oczami przepełnionymi gniewem, kiedy jej wyraz twarzy przypomina jadowitą żmiję kąsająca każdego z osobna.
- Kim ty jesteś by mnie osądzać? No właśnie. Zwykłą puszczalską suką - moje krzyki mocno ją szokują. 
Być może jestem skończonym kretynem, i teraz wszystkie tęczówki zostały zwrócone na mnie szepcząc coś do ucha innym. Nikt nie ma prawa opowiadać bzdur, nie znając żadnej z moich historii i nie wiedząc, w jakim środowisku się wychowywałem. Ona miała obydwojga rodziców, kochającego mamę i tatę, ja nie miałem nikogo prócz siebie, mogłem liczyć wyłącznie na siebie i mimo tak wielu ran udzielać pomocy. 
- Brak słów? To teraz wysłuchaj mnie. Nie życzę sobie, żebyś się zbliżała do mnie nawet na milimetr. A jeśli chcesz porozmawiać zapisz się do dobrego psychiatry, o ile ci pomoże, bo w twoim przypadku umysł już nie pracuję - mówię spokojnym, opanowanym głosem.
Wymachuję rękami, trącając towarzyszy przechodzących obok. Wybucham śmiechem i nie zwracając uwagi na popieprzoną wariatkę, ruszam przed siebie. 

Leon Verdas zawsze był pośmiewiskiem. Chował się w najodrębniejszych zakątkach szkoły, by w spokoju uwolnić łzy i pozwolić emocjom wydostać się na zewnątrz. Czytałem mnóstwo książek o tym, jak radzić sobie w życiu. Czytałem tysiące biblii o nieszczęśliwych zakończeniach, gdzie przewodnim tematem były narkotyki. Nie potrzebowałem tego aby zniszczyć sobie dzieciństwo, wystarczyła obojętna matka i zapracowany ojczulek, użalający się nad swym biednym losem, godzinami wsłuchiwałem się w jego opowieści o zdradzającej żonie, popijając razem z nim kieliszki wina. Skąd mogłem wiedzieć, że zaszkodzi to mojemu zdrowiu? Miałem tylko siedem lat. 









*
Durny wypad do kina był zupełnie lepszym rozwiązaniem, niż opicie swoich niedoszłych smutków. Ludmiła i Federico od początku seansu prawią sobie czułe słówka i trzydzieści razy wyznają miłość, obdarowując siebie gorącymi pocałunkami. Księżyc świeci swoim ognistym blaskiem, a cichy śpiew ptaków uzupełnia harmonię spokoju i monotonnej ciszy. Opieram się o zardzewiałą barierę i spoglądam na widoki z góry, gromadka dzieci wesoło bawi się w towarzystwie swoich rodzicieli, zakochane pary przechadzają się ulicami alei i śmieją się tak głośno, że dach wieżowca odbija wysokie echo do nieba.
- Gdzie tak znikłeś? - szczupła sylwetka mężczyzny pojawia się obok mnie.
Po chwili spoglądam na twarz, która dotąd zawsze napełniona jest energią i szczęściem.
- Nie chciałem wam przeszkadzać - mruczę.
- Boże, Leon, ogarnij się bo zaczynam się niepokoić.
- Nie rozumiem - przecież nigdy nie zrozumiesz jego toku myślenia. 
- Zachowujesz się tak jak wtedy, kiedy poznałeś Lily, wydajesz się ciągle zamyślony i masz głowę w chmurach, ona wróci, stary, zobaczysz - zapewnia.
Nasza przyjaźń może wydawać się zupełnie równa, ale w ciągu lat obydwoje się ogromnie zmieniliśmy. Obydwoje zdążyliśmy znaleźć swoje połówki, powiedzieliśmy sakramentalne "tak", wiedząc że czeka nas coś pięknego, niestety, w moim przypadku sytuacja zdążyła się skomplikować.
- Nie myślę o niej, pozatym, "ona" może już być na drugim świecie - szepczę z żalem.
Nie straciłem nadziei na jej powrót, ale z czasem te uczucia zaczynają znikać, tak długa rozłąka rozplątała prawdziwe piekło, ukradła mi coś, o co walczyłem bardzo długo.
- A więc o czym?
- Pocałowałem Violettę - wypalam.
Zrobiłem to wyłącznie pod wpływem bezsilności, tyle miesięcy poszukiwań, detektywów. 
- Co zrobiłeś? - krzyczy, wręcz piszcząc.
Federico to ostatnia osoba z którą mógłbym porozmawiać, zna doskonale szatynkę wie o niej wyłącznie wszystko.
- Złożyłem przysięgę, ale to tak jakby jej nie było, przecież nie mam pewności czy kiedykolwiek ją zobaczę, prawda? - pytam, rzucając kamyk w taflę wody. - Moje serce obawia się cierpień, i tego co będzie dalej.






Od autorki;
Jak wam się podoba wygląd bloga
i szablon? Cześć :D
Przepraszam za długość.
Przepraszam, że wyszła taka klapa.
Powinniście domyślać się kim jest Olivie.
Nie odgrywa jakieś ważnej części.
W pewnym sensie jest rodziną Verdasa.
Leon zaczyna odczuwać potrzebę czegoś nowego xD
Możecie mieć pewność, że
kolejny rozdział odkryję tysiące tajemnic.
Dwunastka będzie inna, może 
poprawię to gówno i wynagrodzę 
wam to w następnym rozdziale ^-^
Dziękuję za komentarze :") ♥
BEZ KOREKTY.

Do następnej notki, moi mili czytelnicy ;*

Wikson 



niedziela, 14 lutego 2016

10: Kolega po fachu




~Z każdym krokiem, kradniesz mi serce.
Uśmiechnij się i powiedz,
Kogo kochasz najbardziej.







Życie w ciągłym strachu, nauczyło mnie przedsmaku kolejnych rozczarowań i porażek. Ludzie tak często śmiali się z ludzkiej krzywdy, przechodzili obojętnie obok żebraków i zchorowanych staruszków, rzucając przelotne spojrzenia typu "zobacz, jak on wygląda, nie zbliżaj się, jeszcze się czymś zarazisz".
Uśmiechali się do siebie niemrawym spojrzeniem, które wydostawało się z przyciemnionych powiek, codziennie urządzali potajemne schadzki, rządząc kupą forsy i majątku swoich starych, wzbogaconych płatnymi dofinansami. Niektórzy swoją zarozumiałością byli pewni, że robią dobrze i mimo ciągłego czepiania się o błahostki, nikt nie przeciwstawi się bogatszym uczniom. 
Moja przygoda od początku była jednym, wielkim kłamstwem, zbudowanym od podstaw na samotnym radzeniu sobie w trudnym niedbale świecie. Matka nigdy nie poświęcała mi uwagi, ciągle wyjeżdżała na delegację, sprowadzała kochanków do domu i godzinami potrafiła przesiadywać z nimi w gabinecie, pijąc kawę i zdobywając większą forsę. Ojciec charował  dwadzieścia-cztery godzinę na dobę, utrzymując mnie i siebie, ponieważ jego "puszczalska" żona całą swoją zdobycz oddawała w ręce kasjerek, lub kupowała najdroższe ubrania nowych kolekcji. Parszywym zachęcaniem zdradzała klijentów, wykorzystywała na różne sposoby, aby później udawać wiecznie zadowoloną i szczęśliwą z życia. Wszyscy oceniali mnie jedynie po sytuacji rodzinnej, choć każda rzecz, która działa się w domu pozostawała tylko między nami. Informacje rozchodziły się po całym mieście, ludzie patrzyli na mnie z pogardą w oczach i prosto w twarz rzucali chamskie odzywki, na które ja nie miałem wpływu. 
Violetta była nowym, lepszym początkiem, kolor jej oczu był tak zatrącony, że uczucia mieszały mi się z błotem. Trudziłem się, czy aby na pewno postąpiłem prawidłowo i pocałowałem ją, okazując to, czego dotąd nie doświadczyła. Lily z czasem była coraz dalej mnie, oddalała się z każdym dniem, a poszukiwania jej dobiegły końca, kiedy policja ogłosiła sprawę, jako zakończoną.  
- Ludmiła - szepnąłem, dostrzegają burzę blond loków o kwiecistym słońcu. 
Jako jedyna z najbliższych , wiedziała co działo się w pochrzanionej rodzinie Verdasów. W duchu tylko jej ufałem i wiedziałem, że nasza znajomość miała w sobie szczerość.
- Zabieraj swój tyłek i ruszaj do sklepu, po stos róż.  Ja załatwię resztę spraw, a twoja garderoba nabierzę barw - nie za bardzo zrozumiałem jej odpowiedź.
Wymachiwała rękami na różne strony, przypominając schorowaną wariatkę.
- Nie baw się w swatkę.
- A ty mnie nie denerwuj, debilu - krzyknęła głośno, a echo rozniosło się po całym pomieszczeniu.
Spojrzałem na czerwoną twarz od złości i zatkałem usta dłonią, aby nie skrytykować słów dziewczyny. Zdenerwowana była naprawdę niebezpieczna, chciałem jeszcze żyć.
- Lu, rozumiem że okres oznacza zero seksu, ale nie musisz wyżywać się na mnie, dobra? -założyłem ręce na piersi.
- Pieprz się - rzuciła na odchodne, ruszając w stronę mojej sypialni.
- Nie mam z kim, ale jeśli chcesz...
- W ciągu piętnastu sekund ma cię tu nie być, ty, ty popieprzony napaleńcu - wrzasnęła wściekle.
Zgarnąłem skórzaną kurtkę, wybiegając z własnego domu. Nie wierzę, że dałem się z niego wygonić. Ona miała rację, jeśli chciałem nie stracić przyjaźni z argentynką, musiałem zacząć działać.
Ta znajomość nie mogła skończyć się tak szybko, za bardzo przyzwyczaiłem się do jej towarzystwa, aby teraz zrezygnować.






Innym wydawałoby się, że pomiędzy mężczyzną i kobietą nie istnieje nic, prócz trwałego związku. Że słońce nie ma ognistego blasku, kiedy każdego dnia blada poświata rozjaśnia zasłony pokoi i budzi nas do życia. Violetta pociera ręcę i trudno oddycha, co niestety da się zauważyć.
Rozgląda się po restauracji i powraca wzrokiem na mnie, wyczekując jakiegokolwiek słowa. Rozmyślam nad sensownym zdaniem, zaczynającym tą skomplikowaną rozmowę i odważam się spojrzeć na jej drżące usta.
- Dobrze się czujesz? Jesteś blada.
- Dlaczego wtedy mnie pocałowałeś? - wypala, pochłaniając duszę na wylot i przeszukuję torbę, unikając mojego wzroku.
- Jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? Violetta to chyba proste, że obydwoje byliśmy pod wpływem alkoholu - mruczę, zamaczając usta w gorącym napoju.
- Czasami mógłbyś pohamować słowa.
- A ty zacząć traktować mnie jak dobrego kolegę po fachu, pamiętaj, że uratowałem cię przed twoim psychicznym byłym - wypominam, płacąc za kawę.
Podaję odpowiednią kwotę młodej ekspedientce, po czym obydwoje udajemy się w stronę samochodu.
- Dzięki, Leon, że uratowałeś mnie - przerywam.
- Nie pogrążaj się bardziej - śmieje się cicho.
- Mam wielką ochotę ci przywalić, ale nie zrobię tego, bo w przeciwieństwie do pewnej osoby cię szanuje - burczy z wyrzutami.
- Tak szybko się pocieszyłeś? - odwracam się napięcie, dostrzegając znienawidzone przeze mnie tęczówki i fałszywe uśmieszki. Zaciskam pięści, opanowując strach.
- Leon, kto to jest? - szepczę szatynka.
- Jestem Olivie.






Od autorki:
Witam wszystkich w dziesiątce °,°
No ok, dzisiaj jest niedziela, 
nie środa, wcześniej nie dałam rady.
Dobra kochani, bez owijania, ten rozdział mi nie wyszedł.
Pisałam go chyba cztery razy, ale po tym wyżej zrezygnowałam.
Postaram się wynagrodzić wam to w następnym ;c 
Nie wiem jak mogę wam podziękować za takie piękne słowa otuchy, pomyśleć że wątpiłam w 
"brak komentarzy" ♥
Raz jest więcej, raz mniej, ważne że jesteście ze mną ;*
Kim jest Olivie? I jak dużą rolę odgrywa w życiu Verdasa?
Dowiecie się wkrótce XD
Co was pozytywnie zdziwi, chyba.
Rozmowa Ludmi i Leona, jeśli nie popisałam się opisami, z góry przepraszam. 
Rozdziały czasami mogą być z opóźnieniem "szkoła" 
Czekam na nowy szablon ^-^
Do 11 <3


Wikson xx








wtorek, 2 lutego 2016

09: Zatrąceni w pocałunku


Z dedykacją dla Believe


~Gdy nie ma ciebie,
cały świat wydaję się szary.
Miłość nie chcę mnie uwolnić,
od ciągłego strachu - cytat: mojego autorstwa.


NOTKA





Prawdą jest to, że szczęście przemija tak szybko, jak przemijają uczucia, wydaję ci się że masz wszystko, kiedy mija kilka bolesnych chwil i rozczarowań - nagle światło gaśnie, i nie masz już nic. 
Szatynka okryła się swoim ciepłym kocem, wtulając wymęczoną twarz w satynową pościel. Uśmiech okrywał zasypane pytaniami myśli, a podkrążone oczy nie wyrażały żadnych emocji, beznamiętnie wpatrywały się w szare, oprawione ramką zdjęcie na którym owa dwójka przytulała się do siebie, tym sposobem ukazując swoją miłość. Wybrzeża miasta w których przebywała wydawały się takie ozięmbłe, idealnie pasowały do klimatu i atmosfery panującej w tym apartamencie. Ona również miała wszystko - kochającego chłopaka, wspólną przyszłość, poczucie bezpieczeństwa i ciepła, jeden fałszywy błąd, koniec związku, koniec problemów. Wydawało się że taka silna dziewczyna jak ona nigdy nie zazna cierpienia, zawsze będzie zadowolona i subiektywnie będzie patrzeć na świat, życie traktować jak puchatą poduszkę, bawić się do starości nie przejmując się innymi, iść swoją ścieżką, taką, jaką sama sobie wydeptała. Nikt nie wie jak będzie naprawdę, co nam jest pisane na ziemi, kiedy nadejdzie nasza kolej, nasz koniec.
- Nie możesz odpuścić? Nie obchodzi mnie Leon, ani nikt inny, Francesca nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa, a co dopiero porozmawiać - krzyknęła skomliwie. 
Trzy dni nie wystarczą na pozbieranie ran i zapomnieniu o przykrych wydarzeniach. 
Dorosłość to najgorszy etap człowieka, rozczarowania, wyzwania, świat jest sprawiedliwy, niestety, nie dla każdego. 
- Boże, Violetta, to był dupek, kurwa mać, ile zamierzasz się zbierać po jego stracie?.
- Tyle ile będzie trzeba - burknęła zdenerwowana.
- Widzę, że jesteś nieugięta, ale uwierz mi, później będziesz żałować że nie porozmawiałaś z Verdasem - drzwi mocno się zatrzasnęły, a szatynka podkuliła brodę.
Miała dosyć każdego, kto mówił jej co ma robić. Dobrze wiedziała że rozmowa z zielonookim nie zostanie odsunięta na dalszy plan, przyrzekła mu że jeszcze się spotkają, widziała w jego oczach wielkie pożądanie. Miesiąc potrafił zbliżyć do siebie ich tak bardzo, że mimowolnie sami tęsknili za kłótniami i nieporozumieniami, początek znajomości wydawał się cholernie trudny, lecz potem kontakty zaczęły stawać się pewniejsze. Leon w zupełności z każdym dniem upodobniał się do niej, obydwoje lubili nocne spacery przy świetle księżyca, obydwoje uwielbiali suchary, przy których śmiali się do nieopanowania. Łączyła ich niezwykła więź, przyjaźń odrodziła się w coś większego, ale Castillo nie miała czasu na takie przemyślenia, perfidny oszust z którym była stał się brutalem, tego nie mogła dłużej znieść. Wyrzuty sumienia były silniejsze od opanowania emocji, otarła policzki, zacisnęła szczękę. Aureola zniknęła, zniknęły marzenia.




*
Wiatr uchylił mahoniową konstrukcję, wydał z siebie cichy skrzyp i z hukiem szczelnie je zakluczył. Mężczyzna rozejrzał się po wnętrzu przypominając sobie beztroskie dzieciństwo w gronie rodziny, dawnych przyjaciół. Uśmiechnął się w duchu i ruszył przed siebie.
Ogromny stół z obrusem, tysiące chusteczek rzucających się po kątach i potłuczone obrazy. Violetta energicznie zeszła po schodach, słysząc ciche szepty i krzyki.
Złapała ostre narzędzie, powoli rozglądając się po pokojach. Trzask drewnianej podłogi przestraszył ją tak bardzo, że mimowolnie wybiegła napastnikowi na przeciw.
Verdas głośno pisnął, spoglądając na roztrzęsioną szatynkę.
- Leon?
- Viola?
- Ty popieprzony egoisto, myślałam, że ktoś próbuję mnie zabić - szarpnęła jego bluzą z wielką siłą, dzięki czemu przybliżyła się do swojego towarzysza. Spojrzała w jego szmaragdowe tęczówki, by utonąć już na zawsze.
 - Boże, jesteś sadystką - szepnął cicho pod nosem.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem? - Fran, prawda? - dodała.
- Potrzebujesz wsparcia, nadziei, potrzebujesz mnie..
- Rozumiem, martwisz się, jestem ci wdzięczna ale nie potrzebnie tutaj przyjechałeś, nadaremnie, Leon. Muszę dać mojemu sercu trochę czasu, wyciszenia, spróbować doprowadzić świat do porządku - oznajmiła, czochrając jego delikatne pasemka włosów.
- Jamie, cię nie kochał, a ty nie kochałaś jego, nie jestem głupi - warknął groźnie.
Odsunęła się kilka centymetrów, by zachować bezpieczną odległość. Od pamiętnego zamachu pod kawiarenką bała się iść starymi uliczkami Włoch.
- Zachowujesz się, jakbyś był zazdrosny...
- Może jestem, nie pomyślałaś?
- Nas nic nie łączy, wiesz? - zapytała krótko.
- 5,6,7 tygodni znajomości, zapamiętaj..
Symetrycznie przysunął się do jej chudej sylwetki, oparła się o blat czując jego oddech i ciężar na plecach.
- Teraz też zaprzeczysz, że nic nas nie łączy? - coraz trudniej łapała powietrze.
Opuszkami palców kreślił wzorki na jej ciele, doprowadzając jej siłę i wytrzymałość do obłędu. Kiedy uniósł jej podbródek, zamknęła oczy rozkoszując się kawałkiem jego nieskazitelnie słodkich ust.
Zatrąceni w pocałunku zapomnieli o falach, morzu łez i cierpieniu, słabość umarła, rozjaśniając ognistym księżycem ciemność.






Od autorki: 
Tak jak wy tracicie chęci do komentowania,
tak i ja stracę chęci do pisania.
Nie wymagam wiele, kilka słów, porządnego zmotywowania,
mi też jest trudno, rozumiem, szkoła.
Ale to wszystko jednoznacznie pokazuję, że
nie powinno mnie tu być.
Mogę mieć teraz miliony hejtów, mogę być idiotką,
ale wiecie, jest mi głupio kiedy patrzę jak bardzo
innym podobają się niektóre historię,
a moja to totalne dno.
Nie wiem co dalej, ja też już nie mam siły, serio.
Bez owijania w bawełnę, nikt nie przepada za moim blogiem,
za mną całą, dziękuję tym, którzy się przynajmniej starają.
Ja też mam uczucia, ja nie jestem robotem ;)
I powinnam dziękować że w ogóle ktoś tutaj jest.
I powinnam dziękować za 42 tysiące, i dziękuję.
I myślę, i się łudzę. 
Cześć wszystkim :)
Nie piszę wyłącznie dla komów, kochani.
To moja pasja :
)


W.





Theme by Violett