poniedziałek, 28 grudnia 2015

02: Psycho-wariatka

                                     
   

                                                    Z dedykacją dla Hana


                                                                       ~Nie mogę 
zapomnieć,
                                                                  Nie mogę żyć bez wspomnień





Podążałem za szatynem, próbując wymyśleć jakąś dobrą wymówkę. Nie chciałem spotykać się z poranną wariatką. Uważałem, że dziewczyna zachowywała się dość psychicznie. Z jednej strony rozumiałem to, że nie mogła oderwać ode mnie wzroku, ale jej tęczówki były dla mnie wielką zagadką.  Z każdym krokiem zbliżałem się do tego miejsca czując, że jeśli się nie wycofam, zrobię coś mega głupiego. Spojrzałem wymownie na minę przyjaciela mając nadzieję, że skręcimy w ślepą uliczkę i nigdy nie dotrzemy pod wskazany adres. Niestety, zawiodłem się. Niebo pociemniało, a pojedyncze kropelki zaczęły spadać na moją chudą twarz. Okryłem się satynową bluzą prosząc Boga o inne zakończenie tego ponurego dnia. 
- Fede, ile jeszcze? - zapytałem znudzony całą sytuacją.
Naprawdę żałowałem, że zgodziłem się na tą propozycję. Sam nie zdawałem sobie sprawy, w co się pakuję. Kolejna histeryczka, która chcę mieć mnie na wyłączność. O nie, nie pozwolę na to. 
- Możesz powiedzieć mi o co chodzi? Nie chcę się spotykać z psycho-wariatką - oburzyłem się odwracając napięcie. 
Ruszyłem przed siebie nie zwracając uwagi na włocha. Zmieszany nie słuchałem dalszych krzyków. Chciałem odpocząć, choć przez chwilę być sam, na bezludnej wyspie, śmiejąc się z tego co osiągnąłem. Pojedyncze pioruny pojawiały się gdzie niegdzie. Apartament mieścił się dość blisko, zatrząsnąłem drzwi zaciskając pięści.
- Leon, do cholery, uspokój się - warknął zdenerwowany Henderson.
- Nie rozumiesz tego, że nie mam ochoty na schadzki?...
- Trzeba było mówić od razu, chciała cię tylko przeprosić - machnąłem jednoznacznie ręką. 
Od zawsze byłem obojętny na takie rzeczy. Kiedy powiedziałem "nie", tak już musiało pozostać. Bolało mnie zachowanie Federico. Doskonale wiedział, że wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju odkąd zaginęła Lily.  W salonie rozległ się huk.  Obydwoje byliśmy bardzo zdenerwowani. To jego problem, jeśli nie chce mnie rozumieć, nie musi. Nie obchodzi mnie jakaś latynoska, piękna kobieta. 
- Może ja po prostu nie jestem gotowy, nie pomyślałeś? - zamilkł.
Mogłem być zadufanym w sobie dupkiem, ale nie należałem do osób, które lubiły ranić innych. Nikt nie zasługiwał na cierpienie, nikt nie powinien cierpieć. Miałem uczucia, ale chowały się ze mną za każdym razem, kiedy wracały wspomnienia. 
- Pójdę już - podał mi niebieski opakunek wychodząc z pomieszczenia.
Wzdychałem, że właśnie tak wyglądały nasze rozmowy. Coraz częściej kłóciliśmy się o błahostki, a później godziliśmy.  Kiedyś byliśmy nierozłączni.  Chodziliśmy razem wszędzie, na mecze, na zakupy, codziennie spotykaliśmy się aby zasiąść przed telewizorem, z kubkiem gorącej czekolady. 
Mój świat nie był idealny. Każde małe dziecko marzyło aby dostać wymarzony prezent.  Ja marzyłem jedynie o normalnej rodzinie. Rodzinie zdołającej zapewnić mi miłość i ciepło.
Z każdym dniem zdobywałem doświadczenia, uczyłem się czegoś nowego. Ludzie ciągle powtarzali, że czas leczy rany. Że minię trochę czasu i wszystko gdzieś ucieknie, odejdzie w zapomnienie. Potwór przeszłości zniknie zabierając starą część nas. Ze mną było zupełnie odwrotnie. Co z tego, że miałem obojga rodziców? Miałem ich, nie dostrzegając wokół szczęścia. 








    


                                                                                     *
Patrzałem bezemocjonalnie w daleką i szarą panoramę miasta. Obok mnie stała ona. Matka, która tak potwornie skrzywdziła własnego syna. Czułem do niej niechęć. Brzydziłem się, żądając zemsty. 
- Czego chcesz? - mój oschły ton nie zdawał się zmienić. 
Im bardziej była bliżej mnie, tym powstrzymywałem się aby wykrzyczeć jej w twarz jaką jest podłą suką. Urodziła mnie, urodziła, ale nigdy nie kochała. Kiedy próbowała dotknąć mojego ramienia zrzuciłem jej ręką z wielką siłą. Szare, nieuczuciowe oczy przenikające strasznym jadem, o jakim żadny człowiek nie jest w stanie marzyć. Żałowałem, że właśnie po niej miałem kolor włosów, sposób bycia. Mogłem jedynie dziękować Bogu, że pozwolił mi być zupełnie innym. Że nie odziedziczyłem po niej podłego charakteru, nie odziedziczyłem zero uczuć, żadnej litości i serca. 
- Chciałam porozmawiać, synku...
- Nawet nie waż się do mnie tak zwracać - wrzasnąłem w środku płonąc. 
Moje ciało za każdym razem wrzało niczym ogień. Serce karało za to, że wpuściłem ją do domu, kiedy przez osiemnaście lat wbijała w moje serce tysiące szpilek. Raniąc mnie i tłumacząc, że nic się nie zmieni. A jednak, myliła się, bardzo myliła. Leon dał sobie radę. Nie był tym samym fajtłapą, którym mogła pomiatać. Zamykając w pokoju, wstydząc się, że ktoś może ją wyśmiać. Bo przecież byłem jej synem, a Elizabeth nie mogła pozwolić sobie na pośmiewisko. Kariera była o wiele ważniejsza. Ja konałem z bólu, trzymając ledwo koniec z końcem, żyjąc w ciągłym strachu, ona puszczała się z każdym spotkanym facetem, by później mieć sumę pieniędzy. 
- Wyjdź, wyjdź, i nie wracaj - nastała głucha cisza.
Jej fałszywy płacz doprowadzał mnie do obłędu. Znikome ilości łez pojawiały się na jej policzkach, by wzbudzić we mnie litość. Kiedyś tak było, ale to co było kiedyś, już nie wróci. Nie wrócą nieprzespane noce, nie wrócą kolejne rozczarowania. 
- Dlaczego taki jesteś? - och, jaka ona biedna. 
- Jeszcze się pytasz? Nie pamiętasz już co się działo, hm? Tak szybko zdążyłaś zapomnieć? - zacisnęła szczękę. 
Mogła robić to wiele razy, mogła prosić o wybaczenie, a ja już zawsze wiedziałem, że zniknęła z mojego życia. Pewność była jeszcze większa niż cokolwiek innego. Nie istniała, mogła schować się w kąt, mogła stać się niepełnosprawną, ale to tylko dlatego, że na to zasłużyła. Bóg osądzi sprawiedliwie jej los, została sama. 
Zamglonym wzrokiem spoglądałem jak wychodzi. Wsiadała do luksusowego auta, nie pozwalając sobie na odrobinę uśmiechu. Chciałem płakać, płakać nad tym, że spotkał mnie w życiu taki los, los, którego nie mogłem zmienić. Słońce nie świeciło już swoim blaskiem, wyblakłe chmury nie dodawały już urokowi całym Włochom. Śmiałem się myśląc, że tutaj coś będzie inne. Musiałem się pogodzić ze świadomością, że nigdy nie będzie idealnie. 










                                                                             *

- Tylko nie ty - jęknąłem niezadowolony dostrzegając dziewczynę. 
Argentynka najwyraźniej nie zamierzała odpuścić i wciąż posyłała mi groźny wzrok. Nie przewidziałem tego, że możemy spotkać się w pobliskiej okolicy.
- Posłuchaj mnie, głąbie. Jeśli masz ochotę na żarty, możemy pożartować, ale wtedy pożałujesz swoich czynów - wzdrygnąłem się, słysząc jej chamskie odzywki. 
- Jesteś stuknięta - pożałowałem swoich czynów, kiedy poczułem nieprzyjemne pieczenie. Podniosłem ręce w geście obrony, ale ona sprawnie wykorzystała ten moment okładając moje ciało pięściami. Grupa ludzi okrążyła kosmicznie wyglądającą sytuację. Złapałem jej nadgarstki plącząc słowa na wiatr. Wtedy obydwoje wybuchnęliśmy nieopanowanym śmiechem, aby wzbudzić w innych zabawną grę. Złapałem jej dłoń, ciągnąc w oddalony zakątek.
- Posłuchaj mnie, wariatko...
- Zasłużyłeś sobie, ok? - i wtedy cała złość uszła ze mnie w jednej chwili , kiedy spojrzałem na jej skrzyżowane ręce. Wiedziałem, że nie warto zaczynać od nowa, dlatego stuknąłem się w czoło pokazując jej co powinna zrobić. Walnięta brązowowłosa, stuknięta Holly, kto jeszcze?
Nie myliłem się mówiąc, że jest nienormalna. Powinienem trzymać się od niej z daleka. 

                                           






Od autorki;      
No siema, ludziska xD    
 Oto przed wami ukazuję się rozdział drugi ^^
  Jak widzicie Verdas nie pała sympatią do Violetty.
Spokojnie, to się zmieni, kiedyś!
Rozdział z perspektywy Lajona,
który swoją drogą pisało mi się nieźle xD
Kim jest Lily?
 Myślę, że dowiecie się w najbliższym czasie <3
Dziękuję wam za wszystkie komentarze, naprawdę.
Mimo mojej wredoty i głupoty, wciąż ze mną jesteście! <3
Rozdziały postaram się dodawać raz w tygodniu ^^
Nie bijcie za mój brak talentu, proszę!
Zapraszam do zakładki "Bohaterowie"
Trochę się tam pozmieniało xD

Kocham! ♥

Wikson xD





czwartek, 24 grudnia 2015

Merry Christmas

                                                                                      





Hej, miśki <3
Przybywam i ja ze świątecznymi życzeniami.
Ten dzień jest dla mnie niezwykły, nie tylko z powodów świąt,
ale też minął rok od mojego pojawienia się na blogerze.
Nigdy nie będę żałowała tych pięknych chwil, odkryłam pasję,
jestem z wami! ♥
Życzę wam przede wszystkim spełnienia marzeń!
Więcej wspaniałych chwil ,wiary w siebie.
Mam nadzieję, że rok 2016 będzie lepszy ^^
Mile spędzonego czasu wśród rodziny!
Kocham was! ♥


Wika xoxo


sobota, 19 grudnia 2015

01: Nienormalna

  


                                           

        Rzeczą najpiękniejszą jest szczęście,
        i posiadanie ciebie tu ze mną.







Szatynka otrząsnęła się z transu spoglądając zdziwionym wzrokiem na mężczyznę. Nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa, próbując posklekotać myśli w głowie. Urocze dołeczki sprawiały, że na chwilę zapomniała o problemach, o Jamiem.
- Dlaczego pożerasz mnie wzrokiem? - parsknął śmiechem zakrywając usta dłonią.
Violetta przybrała zirytowany wyraz twarzy czując, że ma ochotę zapaść się pod ziemię. Wyglądała jak burak, tym samym wzbudzając rozbawiony wzrok chłopaka. Udała obojętną nie zwracając najmniejszej uwagi na niepotrzebne komentarze.
- Rozumiem, jestem przystojny, ale bez przesady - poprawił kołnierzyk granatowej koszuli, czekając na wyjaśnienia.
- Rozumiem, że cię to bawi, ale nie zachowuj się jak głąb - bąknęła cicho.
Obrażony uniósł dumnie głowę i ruszył przed siebie. Tym razem Castillo wybuchła śmiechem, ale opanowała się dostrzegając swoją przyjaciółkę. Zmartwiona podbiegła do niej przytulając do siebie.
- Fran, martwiłam się. Przepraszam cię za...
- Nie musisz mnie przepraszać, naprawdę. To nie twoja wina - posłała dziewczynie delikatny uśmiech. Wiedziałam, że kruche serce Włoszki bezlitośnie łka, przypominając jej o wydarzeniach sprzed dwóch miesięcy. Powieki zaczęły drgać od nieustającego płaczu. Violetta na widok roztrząśniętej przyjaciółki sama miała ochotę się rozpłakać. Ale nie mogła. Musiała być silna, zwłaszcza dla niej.
- Musisz dać radę, iść dalej - widok cierpiącej, bliskiej osoby zostaję bardzo długo w umyśle. Chcesz pomóc, wesprzeć, ale to przecież nie to samo. Bóg stworzył niebo, niebo jest piękne. A dlaczego zupełnie inaczej jest na ziemi? Tutaj każdy przeżywa coś okropnego. Jak to mówią "to co piękne, kiedyś się kończy"
- Kim był ten przystojniak, z którym rozmawiałaś?
- Sama nie wiem, był strasznie zarozumiały - burknęła zdenerwowana.
Spotykała na swojej drodze wielu facetów, ale ten był wyjątkowy. Przyciągał do siebie niczym magnez. Kiedy weszła do domu od razu skierowała się w stronę pokoju. Otworzyła laptopa, dzięki czemu wygodnie ułożyła się na miękkiej sofie. Przeszukiwała portale społecznościowe, przypominając sobie jego wygląd. Zrezygnowana opadła bezwładnie, rozmyślając co dalej.
- Fran, mam - zbiegła na dół, o mało nie potykając się o własne stopy. Zaczęła tłumaczyć ze spokoje, swój plan. Wszystko wydawało się dziwnie skomplikowane i zdesperowane.
- Zachowujesz się jak nienormalna - oburzyła się włoszka wymachując rękami.
Wzruszyła ramionami zastanawiając się, gdzie mogłaby znaleźć informacje na temat tej osoby. Do głowy wpadł jej pewien pomysł.
- A Fede? Przecież on zna praktycznie całe Buenos Aires - złapała po drodze czarną torebkę, nakładając trampki. - Będę za godzinkę - dodała machając na pożegnanie.
Szła przed siebie wyobrażając sobie ich rozmowę. Nie należała do najlepszych. Wciąż uważała, że zielonooki nie umiał się zachować w stosunku do kobiety. Był arogancki i dawał wrażenie kogoś, kto ma przed sobą nie ciekawą przyszłość. Ale przecież nie mogła go oceniać. Nic o nim nie wiedziała, nie wiedziała jaka jest jego historia, jak się nazywa. Zapukała delikatnie do drzwi poprawiając granatową koszulę. Była prawie pewna, że Caphone pomoże jej w rozwiązaniu tej ciekawej zagadki. Pomagał jej wiele razy, nie mógł jej odmówić.
- Vilu, co ty tu?...
- Musisz mi pomóc, a jeśli powiesz stanowcze nie, pożałujesz tego - pogroziła mu palcem, mrożąc wzrokiem. Wystraszony wyłączył głośną muzykę i pokiwał twierdząco głową.
- Spokojnie, przecież wiesz, że bym tego nie zrobił.
Dwójka zaczęła spokojnie tłumaczyć sobie nawzajem całą sprawę. Na początku chłopak był strasznie zdziwiony, ale po chwili zrozumiał o co chodzi.
- Podoba ci się? - poruszył zabawnie brwiami.
Efektem śmiechu pogorszył swoją sytuację. Z całej siły uderzyła go pięścią w brzuch. Powiedział ciche "to boli" i słuchał dalszej wypowiedzi.
- To znasz go, czy nie? - zapytała z ciekawości.
- Wieczorem dam ci znać. A teraz przepraszam, ale muszę się położyć - krzyknął, trzaskając drzwiami. Westchnęła jedynie cicho siadając na pobliskiej ławce.









                                                                                        *
Leon, jak każdego dnia udał się na uniwersytet. Miał dość uczenia niewychowanych bachorów, którzy w ogóle nie rozumiali jego poleceń. Lekcje były dla niego koszmarem ale obiecał sobie, że popracuję w szkole przez parę dni, aby nie zawieść rodziców. Wzdrygnął się lekko, spoglądając na uśmiechnięta Holly. Mnóstwo makijażu na twarzy, wielki dekolt. To właśnie z jej powodu chciał jak najszybciej stąd odejść. Nie mógł więcej znieść jej zachowania. Ciągłe odzywki z jej strony, zachęcające słówka, na myśl o tym miał ochotę zwymiotować.
- Dzień dobry, panie Verdas.
- Dowidzenia, panno Stele - stanęła w miejscu nie mogąc uwierzyć. Zadowolony usiadł za biurkiem przeglądając papiery. Mina dziewczyny zrzędła. Świadomość tego, że nareszcie uda mu się w spokoju pracować była dla niego czymś nowym. Uwielbiał dzieci, ale nie takie. Był pewny, że rodzice nie nauczyli ich kultury. Do klasy niespodziewanie wszedł dyrektor.
- Proszę za mną, musimy porozmawiać - niechętnie wsłuchiwał się w słowa szefa.
Powstrzymywał się od szczeknięcia chamskich słów czy piśnięcia, jakim jest gburem.
- Jest pan zwolniony - oznajmił cierpko.
- Co?
Usiadł na parapecie nie mogąc uwierzyć.
- Uczniowie skarżą się...
- Co mnie kurwa obchodzą uczniowie. Nic nie zrobiłem, nie ma pan prawa - krzyknął zdenerwowany zaciskając pięści.
 Żyła na jego szyi zaczęła niebezpiecznie pulsować. Dotąd był zdolny zrozumieć każdą rzecz, ale nie to. Wytrzymywał, mimo, że sam miał ochotę pobić doszczętnie każdego dzieciaka. Nienawidził tej pracy, ale starał się tego nie okazywać.
- Zaraz wezwę ochronę - w sali rozległ się dość głośny śmiech.
 Pokazał mu środkowego palca wychodząc z okropnego miejsca. Jednak był z siebie dumny. Pokazał staruszkowi, że to nie koniec.


W duchu dziękował Bogu, że mógł uwolnić się od tego przekleństwa. Jego zdanie nie zamierzało być zmienione. Uważał, że wszyscy byli sobie równi. Popełnił wiele błędów w życiu, ale ten był najgorszym. Przecież na świecie jest tak wiele wykształceń. To co było już minęło.
- Leon? No nie wierzę - dwudziestoczterolatek zmarszczył brwi, nie mając pojęcia o co chodzi.
Znał Federico bardzo dobrze, ale nigdy nie potrafił zrozumieć jego dziwnego zachowania. Ciągłe zadziwiające pytania, zagadki, jednak musiał przyznać, że umiał rozweselić każdy, najgorszy dzień.
- Nigdy cię nie zrozumiem - chłopakowi było to obojętne.
Dzięki temu kim był zdobył wielu przyjaciół, poznał wspaniałe osoby i stał się zupełnie inny.
Natomiast on uważał zupełnie inaczej.
- Ktoś chcę cię poznać, najprawdopodobniej dziś ją widziałeś - oznajmił tajemniczo prowadząc go długą, kwiecistą aleją.
Słońce przepięknie świeciło i dodawało uroku każdemu miejscu. Wszędzie roiło się od różnorakich rodzajów kwiatów. Zaciekawiony podążał za nim.






                                                                        Od autorki:
                                  Nic lepszego nie napiszę, przepraszam.
                                                            Za bardzo się jaram <3
                                                 Kto ma urodzinki? Mój miś, Jorge! ♥
                                                        Nadal jest dzieciaczkiem, hah <3
                                               Zapraszam do zakładek, mając nadzieję, że to
                                                    opowiadanie przypadnie wam do gustu.
                                                          Jak podoba wam się wygląd bloga?
                                                                 Czekam na opinię, miśki  ^^
                                                               
       
                                                                            Wika xD









                           

wtorek, 8 grudnia 2015

00: Początek

                             
   
                                                             Przeczytajcie notkę.             

                                                        
                                                                           Płyną statki uczuć,
                                                                                                      po morzach niepewności. ~

                                                      





Włochy. 
Aksamitny zapach lata, najpiękniejszego miasta. Tłumy ludzi przepychających się wśród tłoku wieżowców. Zapach, który unosi się wokoło. Razem z Jamiem przemierzamy aleję parku. Obok nas dumnie kroczy moja najlepsza przyjaciółka. Wiatr rozwiewa kasztanowe włosy zachęcając do wspólnego tańca. Chłopak od czasu do czasu całuje kąciki ust lekko się uśmiechając. Zniesmaczona brunetka odchrząkuje głośno.
- Gołąbeczki, możecie przestać? To się robi męczące - jęczy z obrzydzeniem. Szybko muska mój policzek i zadowolony uśmiecha się figlarnie.
- Fran, nie bądź zazdrosna  - śmieje się cicho. 
Prycha i ze łzami w oczach odchodzi w zupełnie innym kierunku. Posyłam mężczyźnie groźne spojrzenia. Nie miałam pojęcia, że jest takim głąbem. 
- Dobrze wiesz, że przeżyła traumę, Jamie. Dolewasz oliwy do ognia - syczę zdenerwowana jego zachowaniem. 
Zdążył poznać całą jej historię. Od początku aż do końca. Do tej chwili o tym co działo się w jej życiu wiemy jedynie ja i on. To zbyt bolesna sprawa. 
- Ale kochanie...
- Nie. Przemyśl swoje zachowanie, wtedy porozmawiamy - oznajmiam stanowczo i oddalam się od brązowookiego.  
Zawiedziony macha ręką na pożegnanie, dzięki czemu mogę dostrzec jego smutny wyraz twarzy. 
Wszystko co czuła włoszka w tamtej chwili wciąż siedzi w mojej głowie. Skrzywdził tą niewinną istotkę, rozrywając jej serce na drobne kawałeczki. A ona go kochała, bardzo kochała. 
Diego okazał się być perfidnym kłamcą. Widoczne chmury na niebie zastępuje złowroga mgła. Szarość nie pozwala mi spojrzeć na postać, która w pewnym momencie zderza się z moim ciałem. Z hukiem upadam na kamienie.
- Nic ci nie jest? - dostrzegam przepiękne szmaragdowe oczy i urocze dołeczki. 
Kurcze, co za przystojniak.










                                                                                             ///
                                                  Nie wiem co robić, żeby było więcej komentarzy.
                                                                          Głosujcie w ankiecie.   
                                                      Chcecie teraźniejsze, czy to opowiadanie?
                                                                  Czekam także na opinie niżej ^^





                                                                                      Wika <3
                                         
Theme by Violett