czwartek, 17 marca 2016

One Shot~Zawsze będziesz mi najbliższa, mimo przeciwności losu.



~Schwytaliśmy na próżno, zakuliśmy
nasze serca w kajdany.
Skoczyliśmy nigdy nie pytając dlaczego.
Całowaliśmy się, 
byłam zauroczona twoim zaklęciem.
Miłością, której nikt nie mógł zaprzeczyć.






Nasza przyjaźń nie opowiadała o losach zwykłej dwójki nastolatków. Bóg splątał nas ze sobą, wiedząc, że nie jesteśmy sobie obojętni. Ta sama data urodzenia, ten sam rocznik, te same marzenia. Swój wolny czas spędzaliśmy razem, mimo przeszkód, jego dziewczyna Stephie, moje studia i zajęcia, wszystko nie łączyło się w jedność.
Zdarzały się sytuacje w których był moim oparciem, towarzyszył mi kiedy potrzebowałam pomocy w zrozumieniu dojrzewania i rozśmieszał do łez, choć moje zachowanie nie było normalne. Piszczałam, krzycząc jak bardzo świat jest dziwny i chciałam o tym zapomnieć, wtedy szeptał do mnie, że nic nie dzieje się bez powodu dając mi nadzieję na lepsze coś.
Wspólne wycieczki i obozy szkolne sprawiały, że godzinami przesiadywaliśmy na łące pełnej kwiatów, oglądając zachód słońca i spadające gwiazdy, wymyślając nowe historie.
W moje osiemnaste urodziny nie umiałam być szczęśliwa, wiedząc, że razem ze swoją narzeczoną spędza namiętne chwile, zwiedzając Paryż, od początku kochali się do nieopamiętania, ja byłam wyłącznie przeszkodzą w ich związku, tworząc niepotrzebne kłótnie.
Nie chciałam tego, pragnęłam aby zawsze mógł cieszyć się, że ma przy sobie swojego anioła, a kiedy postanowiłam odciąć się od jego życia wrócił ze swojej podróży i podarował mi prezent.
Złoty naszyjnik, z równie pięknym napisem, dzięki któremu miałam jeszcze większe wątpliwości "te quiero, amiga".
Stephie nie należała do osób niezrozumiałych, cieszyła się że jej ukochany może mieć taką osobę jak ja, lubiłam ją, do czasu kiedy zarzuciła mi że przeze mnie powoli się od niego oddala. Chciałam wytłumaczyć jej, że nic takiego się nie dzieje, niestety, nie chciała mnie słuchać.
Z ogromnym bólem serca napisałam do niego list, tłumacząc, że jego szczęście jest dla mnie najważniejsze, a jeśli jestem głupią przeszkodą musimy to zakończyć.
Zaszyłam się w domu, dniami przesiadywałam przed telewizorem, oglądając nasze wspólne jeszcze zdjęcia. Wakacje, wyjścia na spacer, wstąpienia na gofry, wszystkie wspomnienia wracały.







Nigdy nie mów, że prostu odeszłam.
Zawsze będę cię pragnąć.
Nie mogę żyć w kłamstwie, uciekając od życia.
Zawsze będę cię pragnąć.



Pewnego dnia zawitał w progach mojego domu, Długi czas wachałam się czy po tak długim czasie powinnam z nim porozmawiać, ostatecznie zgodziłam się i stanęłam naprzeciwko sylwetki mojego Leóna. W dłoniach trzymał ogromne walizki, co oznaczało tylko jedno..odszedł od Stephie.
- Co ty tutaj robisz? - spojrzał mnie pełen pogardy i wszedł do środka. - Co ze Stephie?
- Stephie nie żyje - świat się pode mną zapadł.







Nigdy nie chciałam wszczynać wojny.
Chciałam tylko, żebyś mnie do siebie dopuścił.
I zamiast używać siły.
Powinnam była dać ci wygrać.


Pogrzeb narzeczonej załamanego mężczyzny odbył się zaraz po jego przyjeździe. Spędził w moim mieszkaniu dwa długie tygodnie i będąc gotowym sprzedał wspomnienia z przeszłości i wyjechał.
Matt pracował nad sekcją zwłok dwudziesto-czterolatki, dokładnie, w szczegółach wyjawił tajemnicę skrywającą przez całą ich rodzinę. - Mieli wypadek, dziewczyna została przygnieciona przez auto i nie dała rady się wydostać, wszystko wzniosło się w powietrze, stanęło w płomieniach.
Byłam pewna co do niego, tłumił w sobie korygowane uczucia, wyrzuty sumienia dręczyły go od nowa, spowodował wypadek, kłócąc się o mnie,








Wtargnęłam tu jak niszcząca kula.
Nigdy wcześniej nie byłam tak bardzo zakochana.
Chciałam jedynie zburzyć twoje mury,
Wszystko co kiedykolwiek zrobiłeś, to zniszczenie mnie.


Poszukiwania Leóna zajęły mnóstwo poświęcenia i pracy. Razem z Mattem przeszukiwaliśmy tysiące zajechanych brudem kamieniczek, ale on nie mógł pozwolić sobie na zrujnowanie swojego idealnego życia, tylko przez utratę Stephie, wiedziałam, że jego miłość była silniejsza.
Wyrzutkiem w tej grze zostałam ja i moja dusza, to nie było zwykłe zauroczenie, a silna więź. 
Ktoś powiedział mi, że nieodwzajemnianie nie jest uczuciem, a ja go kochałam, mocniej niż mogłam kochać. Meksyk był kolejnym krajem w którym mógł przebywać, jego rodzina na stałe zamieszkała w tamtym miejscu a on odwiedzał ich w każde święta. Apartament numer 13 mieścił się najwyżej, kilka pokoi i ogromna sypialnia, o nic więcej nie musiałam pytać.
- Violetta, nie, nie, odejdź stąd zanim zrobię coś głupiego..
- Przyszłam ci pomóc, pamiętasz co mi obiecałeś? - uśmiechnęłam się blado.
- Powiedziałem wyjdź, ona nie żyje przez ciebie, wypierdalaj - wrzasnął, zatrzaskując drzwi.
Nie minęła niespełna sekunda, kiedy zalałam się ogromnymi łzami, usiadłam na pobliskiej ławce, spędzając tam noc, spoglądając w szare niebo, pokryte niczym, co mogło dać by mi znak.









Wzniosłam cię wysoko na przestworza.
A ty stamtąd teraz nie wracasz.
Powoli się ode mnie odwracając, zostawiłeś mnie płonącą.
A teraz jesteśmy popiołem na ziemi.


Od feralnej nocy można odliczać tysiące straconych godzin. Prezent na moje urodziny schowałam pod łóżko, by mieć nadzieję, że kiedyś zdołam mu to wybaczyć. Nawet spotkania z terapeutami nie dawały jakichkolwiek efektów, chciałam zostać sama i zapomnieć o kimś takim jak León Verdas.
Lecz z każdą minutą było mi coraz trudniej, marzenia blakły, a moje serce odczuwało tęsknotę, dając mi do zrozumienia że starania pójdą na marne, a ja nie będę w stanie wyrzucić z siebie każdej chwili w jego towarzystwie. Wrócił do Buenos Aires, studiował muzykę, w tym samym czasie.
- Uświadomiłem sobie coś.
Ostatnie ochrypłe zdanie wydostało się z jego strun głosowym.
- Zawsze będziesz mi najbliższa, mimo przeciwności losu. Przepraszam za tamten wybuch, Stephie była moją nadzieją i..nie umiem sobie poradzić z jej odejściem.
- Dziękuje, nigdy tego nie zapomnę.
- Chcesz odejść? 
- Byłeś dla mnie wszystkim, ale to koniec i muszę powiedzieć ci żegnaj.

Nie czekałam na słowa otuchy i ogromne brawa za to, że jestem tchórzem, a on nie próbował walczyć i poddał się dla konieczności.
Dzieciom wydawałoby się, że ta piękna historia wzrusza do łez, kolory tęczy są tylko pozorami. Kłamstwo zabija przyjaźń, a prawda zabija miłość 







Od autorki.
 Pisałam to ze spontanicznością,
pomysł przyszedł nagle.
Opublikowałam z myślą, że wam się się spodoba, co się jeszcze okaże.
To wszystko co piękne skończyło się,
rozprysło jak bańka mydlana.
Może wasze oczy pozostają takie same,
ale ja..uroniłam łzy i jestem z tego dumna? Chyba tak.
Jaka była okazja tego? Sama nie wiem.
Ale chciałam to opublikować na 50 tysięcy i tak się stało.
Nigdy bym się nie spodziewała że wybiję taka liczba <3
Dzięki wam, jesteście moją inspiracją.
Dziękuję za wszystkie komentarze, miłe słowa i wyświetlenia.

Wczytajcie się dobrze w tą historię.
Kocham was! ^^

Wiktoria.




piątek, 11 marca 2016

14: "Kiedy patrzę na ciebie, czuję, że jestem gotowy"


Z dedykacją dla  Candice

~Widzę przebaczenie.
Widzę prawdę.
Kochasz mnie za to, kim jestem.
Tak jak gwiazdy trzymają się księżyca.








Słowa Leóna są dla mnie jak niepokojący ocean. Staram się uspokoić swoje myśli, pocierając dłonie ze zdenerwowania i przełykając ślinę tak głośno, że nawet on jest w stanie to usłyszeć. 
Kilka dni temu zapewniał mnie, że jestem najlepszą przyjaciółką, mimo, że nienawidzi mnie za wszystkie niedorzeczne chamskie słowa i rozmowy w parku. Kilka dni temu nie znaczyliśmy dla siebie tak wiele jak znaczymy dzisiaj. 
Naprawdę nie wiem co mogło to zmienić, co skłoniło Leóna do tak szczerych wyznań w moim kierunku, czy mówi to wyłącznie abym mu zaufała i pomogła w zemście na brunetce. Połączyła nas niezwykła i delikatna więź. 
Od początku wiedziałam, że nie uda mi się dotrzymać obietnicy, że nie będę mogła tak po prostu o nim zapomnieć i odejść gdzieś dalej od całej przeszłości i jego życia. Wiem, że León również nie potrafi postawić pierwszego kroku.
 Planowaliśmy wspólnie pierwszy plan, zdecydowaliśmy, że nigdy więcej nie zobaczymy się na oczy i spędzimy miło dnia w swoim towarzystwie. Instynktownie czuję, jak mężczyzna zamierza zabrać głos, lecz za każdym razem powstrzymuję się wzdychając. 
Spoglądam w szmaragdowe tęczówki, błyszczą codzienną chęcią do czegoś nowego, czegoś, czego nie przeżył. Wacha się, aby nie popełnić błędu, w żaden sposób nie urazić mnie jakimkolwiek słowem, troszczy się o mnie, bardziej niż Jami'e. 
- Zaskoczyłeś mnie, nie spodziewałam się - odzywam się po chwili. 
Odwraca się w moją stronę, dzięki czemu mam idealny wzgląd na jego bezemocjonalną twarz i pełne wątpliwości serce, skierowane wprost do mnie. Uśmiecham się niewidocznie, dodając mu większej otuchy, aby miał pewność, że to co powiedział nie pójdzie w zapomnienie.
- Musiałem...przy tobie jestem zawstydzony, przestań - syczy niewątpliwie. 
- Jesteś pewien, że to całkowita prawda?
Milczy, przerażając mnie swoim kontrowersyjnym zachowaniem. Otwiera wejściowe drzwi i gestem ręki rozkazuję stanąć naprzeciwko niego. 
Wykonuję polecenie, opierając się o umięśnioną sylwetkę Verdasa, napawając się chwilą, która w jednym momencie może zniknąć i zostawić szary, niewidzialny ślad. 
- Chcę żebyś wyszła, potrzebuję czasu.
- Czasu? Cholera, León, najpierw wyznajesz mi uczucia a teraz mnie wyrzucasz?
- Nic nie rozumiesz, nic nie wiesz, więc proszę, pozwól mi to przemyśleć - mruczy. 
Ze skrzyżowanymi rękami i zaciśniętą szczęką opuszczam jego mieszkanie. 










*

Francesca zawzięcie opowiada o szczęśliwych dwóch tygodniach spędzonych ze swoim przyszłym mężem. Od czasu do czasu ukazuję swój pierścionek zaręczynowy, którego blask jest tak samo mocny jak dusza mojego opętanego Leóna. 
Moczę łyżeczkę w gorącym napoju i ze smutkiem mieszam ją kilkukrotnie, aby zakryć niewyrafinowany żal i tęsknotę. Moja droga do szczęścia skomplikowanie zamknęła kraty do innego, lepszego świata, w którym mogłabym spędzić resztę swojego życia. 
Kropelki deszczu obijają się o szklane okno i wypełniają całe pomieszczenie, wprowadzając klijentów w totalne osłupienie. Do kawiarenki śpiesznie wpadają nowi ludzie, aby skryć się przed niespodziewaną zalewą i ogrzać swoje ciało. 
Wśród nich, w skórzanej, czarnej kurtce dostrzegam młodego chłopczyka, trzęsącego się z zimna i ocierającego zapłakane policzki. Wstaję od stołu i podchodzę do zmarzniętego dziecka, okrywając je swoim swetrem. 
- Jak się tutaj znalazłeś?
Chłopczyk zaciska powieki i otwiera oczy, koloru zielonego, zupełnie podobnego do "zagubionego", splątającego z wydarzeniami sprzed lat Leóna. Powstrzymuję łzy, powstrzymuję wściekłość.
- Alex, tutaj jesteś - moja dusza ma ochotę krzyczeć.
Ciało Leona drży w geście zimna i łapiąc mnie za rękę, odwraca w swoją stronę.
- Poczekaj- warczy. - Dzwoniłem do ciebie, dużo razy.
- Ale ja nie miałam ochoty odbierać.
- Mówiłem ci, że to nie było łatwe - prycham. 
- I tak nic konkretnego nie wymyśliłeś? - pytam szybko.
- Wiesz, co wymyśliłem? "Że kiedy patrzę na ciebie, czuję, że jestem gotowy", tylko dlatego, że cię kocham.










Od autorki:
I BUM ;C
Czternastka...już jest.
Nie wiem jak wyszedł,
to już ocenicie wy ^^
Rozdział jest krótki,
co ostatnio często mi się zdarza,
ale mam nadzieję że się podoba ;*
Fran zaręczona.
kim jest Alex, kim jest dla Leona?
Jaką tajemnicę skrywa?
Kocham was i dziękuję za komentarze,
wszystkie, nawet kropkę ♥
Leonetta coraz bliżej..bliżej.
Liczę na was z motywacją, miśki pyśki XD
Rozdziały mam już w pełni zaplanowane,
wszystkie mają już tytuły i szczerze mówiąc,
jak nigdy, jestem zadowolona,
 że mam na nie tyle pomysłów.
Chcę, żeby zakończenie, albo nawet
to co piszę teraz miało jakikolwiek sens
i żebyście wy czytali to z przyjemnością.
Postaram się je trochę przedłużyć 

Wiktoria...












sobota, 5 marca 2016

13: "Na zawsze w moim sercu"


~Miłość wisi w powietrzu.
Zbliż się do mnie.
Stawiasz na to, co czuję





Sytuacja stała się bardziej skomplikowana, niż się spodziewałem. Minęło zaledwie dwa dni od wybuchnięcia z propozycją o zniszczenie blond suki, lecz po kilku godzinach zdałem sobie sprawę, że Violetta nie była emocjonalnie przygotowana na tego typu wydarzenia.
Dziewczyna nie wiedziała kompletnie nic o mojej zaginionej żonie, i o tym, że kochałem ją tak bardzo, jak byłem w stanie kochać. 265 dni zanikających uczuć, 265 dni czekania. Lily zniknęła z pomocą kogoś, kto nienawadził jej za to kim była, za to, że nasze małżeństwo było tak emocjonalnie związane.
 Nie znałem identycznie uwielbiających się osób, znaliśmy się od niepamiętnych czasów, wspieraliśmy nawzajem, pomagaliśmy, kiedy była taka potrzeba, za wszelką cenę dążyliśmy do celu.
Kruczo-czarne pasmy włosów wystające spod zamoczonego płaszcza wprowadzają mnie w okrutny stan zdenerwowania i rozpaczy. Rodzima siostrzyczka miłości mojego życia rzuca mi przelotne spojrzenia pełne pogardy i z niewidocznym chytrym uśmiechem wypisanym na twarzy zbliża się do mojej sylwetki, będąc coraz bliżej.
Nienawidziłem jej całej, nienawidziłem jej dziwnych i niewyjaśnionych zachowań, traktowania mnie jak śmiecia tylko dlatego, że wychowywałem się w patologicznej rodzinie, z puszczalską matką i zapracowanym ojcem.
To ona była rozpieszczona przez rodziców, dostawała co tylko chciała i wyśmiewała innych, słabszych nie dających sobie rady w świecie. Godzinami pocieszałem jej cierpiąca od nadmiaru emocji i burzliwego życia dojrzalszą siostrę.
Mimo tego, że kobieta była starsza o trzy lata zawsze czuła się gorzej, znosiła jej zachcianki i wysłuchiwała kazań rodziców na temat tego, jaka powinna być prawdziwa i uczciwa córka.
Lily dała sobie świetnie radę, miała mnie i swoją przyjaciółkę, obydwoje zapewnialiśmy jej radość i szczęście. Człowiek, który posunąłby się do jej krzywdy trafiłby w ciężkim stanie do szpitala, nie pozwalałem na żadne wyzwiska lub chamskie odzywki, nasza dwójka doskonale wiedziała co robić w takich sytuacjach, dopełnialiśmy się, idealnie.
- Czego chcesz? - oschły ton wydostaję się z moich strun głosowych.
Przekręcam oczami, czekając, na fałszywy ruch z jej strony i głośny krzyk uliczny.
Wiedziałem, na jakiej podstawie zacznie swoją grę. Wiedziałem, że wmówi każdemu o tym, jakim podłym dupkiem jestem i nie pozwoli mi poznać kogoś bliżej.
Najbardziej obawiałem się konfrontacji z Castillo, zdążyła ją poznać. Znała mój czuły punkt i chciała zaatakować i podejść mnie w innym stylu. Nie mogłem jej ufać, nigdy.
- Porozmawiać. O twojej "nowej ukochanej". Pamiętaj, że nadal jesteś w związku, obiecałeś jej, że nigdy tego nie zdradzisz - suka.
Tylko to słowo jest w stanie określić, jak bardzo denerwuję mnie wtrącająca się we wszystko niezrównoważona kobieta.
- Nie powinnaś interesować się takimi rzeczami, zajmij się sobą.
- Powinnam, bo jestem jej rodziną - milczę.
- I teraz dopiero sobie to uświadomiłaś? Po tym co przeszła, ona i ja? - śmieję się donośnie.
Rozbawiony ton unosi się wysoko echem i dudni w moich uszach.
- Z tobą nie da się rozmawiać - ruszam jak najdalej.







*
- León, jeśli zgodzę się na twój warunek, powiesz mi prawdę?
Violetta od kilku minut nieustannie wpatruję się w jeden punkt i popija gorącą czekoladę, okrywając się satynowym kocem. Odważyła się stanąć w drzwiach mojego domu, postawić pierwszy krok i wprost odpowiedzieć jaką decyzję podjęła. 
Waham się, czy aby na pewno nie zrażę do siebie, jeśli wyjaśnię jej na czym polega ten popieprzony plan. Zapytałem, będąc pewnym, że nie dowie się jak ważną rolę odgrywała w moim świecie brunetka, Sekrety kiedyś i tak wyjdą na jaw, nie będę mógł długo ukrywać przed dwudziestoczterolatką, że sakramentalne rok towarzyszy mi od roku. 
Że miałem partnerkę, którą darzyłem mocnym uczuciem, że ta miłość powoli zaczęła się ulatniać, choć jej imię na zawsze pozostanie w moim sercu. 
- Chciałbym, ale...nie mogę. Obiecuję ci, że z czasem dowiesz się każdej rzeczy, nawet tej utajnionej - szepczę unikatowo, wypalając na wskroś jej delikatne ruchy. 
Gdyby nie ona, nie potrafiłbym żyć tym, czym żyję teraz. Dawna zemsta na Holly była tylko ulotną chwilą, zabawną grą, z której oboje braliśmy korzyści, mogliśmy patrzeć na jej piekielnie czerwone policzki, kłótnie, dzięki którym każdy napotkany pieszy mógł uważać ją za wariatkę.
- Jaka jest twoja ostateczna decyzja?
- Dobrze wiesz, że..nie mogłabym ci "nie pomóc" - idealnie podkreśla ostatnie sylaby. - Szczerze mówiąc nadal cię nienawidzę, jednak z czasem ta nienawiść jest coraz mniejsza - oznajmia. 
Wybuchamy śmiechem w tym samym czasie i obrzucamy siebie jedynie łagodzącym spojrzeniem.
- O co w tym chodzi? Jak chcesz pozbyć się Holly?
- Violetta - spoglądam w jej oczy, kiedy ona robi zupełnie to samo. - Chcę, żebyś wiedziała, że mimo tego bardzo cię lubię. I...zaczynasz mi się podobać.







Od autorki;
Nie wiem po co dodaję,
 skoro nikt na to ani nie czeka,
ani nie czyta xDD
Za dużo metafor, o czym wiem.
Dziwne dialogi, o czym też wiem.
I beznadziejny rozdział, o czym też wiem ^^
I'm sorry za błędy, ok? ;d


W. xoxo



















Theme by Violett