sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 7: Nie Czuć Strachu

               


Z dedykacją dla Królika




                                                               
                                                                            Najpiękniejszy dzień to ten, 
                                                                        którego jeszcze nie przeżyliśmy.







- Minął już tydzień, dajcie mi normalnie funkcjonować - burczę zła, kiedy nade mną stoi trójka wspaniałych przyjaciół. Violetta, nie ruszaj się. Violetta musisz odpoczywać. Violetta, pomogę ci. Doskonale rozumiem to, że się troszczą, ale nie chcę być dodatkowym problemem, bo czuję się już na prawdę nieźle. Lekkie zawroty głowy nie ustępują, ale daję sobie świetnie radę.
Powinnam dziękować im na kolanach, za to co robią. Ciągle tylko narzekam.
- Violu, wiesz, że to z troski. Jesteś dla nas bardzo ważna - tłumaczy Włoszka z przekonaniem spoglądając na szatyna i blondynkę. Posyłam jej szczery uśmiech i podchodząc do nich chwieję się lekko. Wystraszeni podchodzą do mnie. Macham ręką i przytulam ich najmocniej jak potrafię. Oddają uścisk.
- Dziękuję, jesteście kochani. Nie wiem co bym bez was zrobiła - dodaję.
Są najlepsi, tak bardzo ich kocham.
- Chyba musimy porozmawiać, pilnie - krzyczy szczęśliwy Fede wymownie spoglądając na minę Francesci. Ocho, czy ja o czymś nie wiem? Dużo rzeczy mnie ominęło. Czyżby byli razem?
- O czym chcesz rozmawiać? - cichoczę Ludmiła trzepocząc rzęsami.
Lekko zdezorientowany siada na kanapie i gestem zaprasza wszystkich.
- Federico zrobił mi ogromną niespodziankę i zaplanował wycieczkę w góry - wyznaję zarumieniona.
Alonso wysyła jej buziaka, którego odwzajemnia. Miłość jest taka piękna.
- Lecz przemyśleliśmy to i musimy przełożyć, ze względu na stan twojego zdrowia - ukazała rząd swoich perlistych zębów.
Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia podobnie jak moja kuzynka. Nie mogą zrezygnować. będzie przy mnie Lu, rodzice. Poradzę sobie. Ten wyjazd może zmienić całe ich życie.
- Żartujecie? Jedziecie tam i koniec - piszczę przybierając poważny wyraz twarzy.
- Ale Violu...
- Nie ma żadnego ale. Prawda, Lu?
- Jasne, że tak - odpowiedziała z nutką erotyzmu.
Zaśmiałam się głośno. Po chwili w pomieszczeniu nie było już zakochanej dwójki.
- Jak on mnie denerwuje.
- Fede? - kiwnęła twierdząco głową.
Widać, że wpadł jej w oko. Ferro dawna nie była w prawdziwym związku. Myślę, że to najwyższy czas aby kogoś sobie znalazła.
- Jesteś o nich zazdrosna? - pytam ciekawa.
Wybucha niekontrolowanym śmiechem. Powiedziałam coś nie tak?
- Ja? Chyba oszalałaś. Chodź, pójdziemy do naszej ulubionej kawiarenki - chwyta mnie za rękę i dość szybko nakłada kurtkę. Ubrane ruszamy w stronę pobliskiej restauracji. Uwielbiam to miejsce. Łączy mnie z nim dużo wspomnień.


- Mamusiu, musimy już iść? - niezadowolona dziewczynka tupnęła nogą udając obrażoną. 
- Kochanie, tata.
- Chcę tu zostać! - przerwała głośno. 
Zapłakane dziecko wybiegło na chodnik chowając się obok pobliskiej ławki. Była zbyt maleńka i nie rozumiała decyzji matki.
- Coś się stało? - jej oczom ukazała się czarnowłosa sześciolatka z prostymi, długimi włosami. Kolor jej oczu przypominał morze tajemnic.
- Jestem Francesca. 


Otrząsnęłam się z transu zauważając w oddali znajomą postać. Obok niego stała dziewczyna, piękna dziewczyna, wyglądali na zakochanych. Wszystkie spojrzenia zostały skierowane na ich "czułości".
- Violu, oddychaj głęboko. Jesteś strasznie blada - oczy w natychmiastowym tempie zalewają się łzami. To silniejsze odemnie.
- Zobacz. Widzisz to? Ten widok łamie mi serce na kawałki. Oni są szczęśliwi, a ja tracę chęć do życia.
- Spróbuj zapomnieć, proszę.
- O pierwszej miłości nigdy się nie zapomina, pamiętaj - mruczę odwracając się napięcie.







                                                                                   ***

Uległam mu, po raz kolejny.  Nie mogłam oprzeć się zobaczeniu jego boskiego ciała, usłyszeniu przepięknego głosu, który utkwił w mojej pamięci i nie może się z niej wydostać.   Siedzimy obok siebie. On zupełnie zamyślony przygląda się naszemu zdjęciu. Jakimś cudem nadal tutaj stoi.
W pomieszczeniu usłyszeć można nierówne oddechy naszych serc, które z każdą minutą przyśpieszają coraz bardziej. Niesforny kosmyk włosów opada na brązowookie oczy.  Powolnym ruchem dotyka mojej dłoni wprawiając moje ciało w stan drżenia. Po długim wyczekiwaniu odzywa się swoim barytonem. Przysłuchuję i wpatruję się w jego zmysłowe ruchy.
- Już kiedyś to obiecywałeś. Czasami myślę, że nie wolno ufać ludziom - oczy przypominają zaistniały smutek.  Chciałabym się uśmiechnąć i udawać, że wszystko jest okey.  Że jego obecność jest warunkiem mojego szczęścia, lecz z drugiej strony coś pokazuję jakim jest człowiekiem.
Bezlitosnym draniem, który skradł moją duszą, całą mnie.
- Byłem głupi, nieodpowiedzialny. Zmieniłem się...
- Ludzie się nie zmieniają - odpowiadam cicho.
Zdrada jest fałszywa, ale daje nam do zrozumienia kogo pokochaliśmy. Wstaję z dotychczasowego miejsca i zdziwiona staję obok szklanej szyby. Mój wzrok utkwiony jest w niebo, chmury przypominające złowrogą burzę i ludzi, którzy cierpią w tej chwili tak bardzo jak ja.
- Najwyraźniej jestem wyjątkiem. Nie ma dnia, abym o tobie nie myślał - po krótkiej chwili w końcu zabiera głos.
Jego przepiękne szmaragdowe tęczówki wpatrują się we mnie z wielkim porządaniem i nadzieją.
Nie mam siły, aby obrócić głowę, przytulić się, nie czuć strachu, zakochać się od nowa.
- Dlaczego kłamiesz? Widziałam cię z nią. Nie wyglądało, żebyś tęsknił - burczę cholernie zdenerwowana. On mnie ma w sobie litości, traktuję mnie jak pierwszą, lepszą osobę. Już zapomniał kto był jego pierwszą miłością? I z kim planował wspólną przyszłość?
- Watson nic dla mnie nie znaczy - przysięga całując moją dłoń. Obejmuję mnie w talii, oblewam się szkarlatnym rumieńcem. Wyrywam się z jakże niezwykłego uścisku.
- Nie wiem co myśleć. Tak wiele razy mnie okłamałeś.
- Nigdy więcej tego nie zrobię - zapewnia.
Powstrzymuję się od płaczu i nadal nie przestaję podziwiać pięknych fal. Mam mu uwierzyć, tak po prostu. Chcę to zrobić. Moja intuicja mówi mi, że to co było już nie wróci. Przecież to samo nie dzieję się dwa razy. To wszystko jest strasznie poplątane.
- Połóż się, przygotuję coś pysznego - prosi delikatnie. Niewzruszona przenoszę wzrok na jego twarz.
- Co oznacza przygotuję? Zostajesz ze mną?
- Francesca opowiedziała mi o całej sprawie. Chcę się tobą zaopiekować - tłumaczy wyraźnie zainteresowany.
Prycham na słowa skierowane w kierunku mnie i zakładam ręce pod piersi. Od ponad dwóch lat nie odzywał się do mnie, udawał obojętnego, dopiero teraz, kiedy jest blisko mnie zaczyna mu zależeć.
Świadomość tego, jak zostałam potraktowana jest dla mnie niczym w porównaniu tego, co przeżyłam.
- Nie potrzebuję niczyjej łaski, na prawdę - mruczę pod nosem. Dalej Violetta, powiedz mu co czujesz, wyrzuć to z siebie.
- Martwię się, odpoczywaj - ciepła fala zalewa moje wnętrze. Jedno słowo, a tak wiele znaczy. Każdy nawet najdrobniejszy gest wywołuję u mnie burze emocji. Mój umysł nie jest w stanie wyobrazić sobie widoku Verdasa z tą kobietą.
Przeszłość jest odłamkiem naszych chwil. Wraca do ciebie w najgorszych momentach i przypomina co wydarzyło się wczoraj, miesiąc, czy wiele lat temu.
 On jest częścią mnie. Jego sposób bycia jest moim. To co czuję on, czuję tylko ja. Wiem, kiedy jest smutny i szczęśliwy. Jest dla mnie tlenem, tlenem, który w jakiś sposób potrafi załagodzić moją rozpacz. Wychodzę na powietrze wdychając zapach lata. Buenos Aires często traci swoją wartość. To tutaj wydarzyło się tak wiele przykrych rzeczy, ale wydarzyło się też wiele wspaniałych. Odnalazłam przyjaciół, miłość, wiarę w siebie, siłę do walki i dalszego przetrwania.
- Przepraszam cię, ale Clara dzwoniła i prosiła abym przyjechał do domu, to coś pilnego. Zjedz obiad, mam nadzieję, że niedługo znów cię zobaczę - szepczę urokliwie oddalając się ode mnie.
- Leon - odwrócił się napięcie w moją stronę. - Dzięki - dodałam czując ogromny ból. Uśmiechnął się leciutko i zniknął pośród tłoku ludzi.









- Ja, nie wiem - zawachałam się lekko przyglądając się jego przystojnej twarzy.
Nie wiem czy jestem na to gotowa.
- Jedna, jedyna kolacja. Jeśli ci się nie spodoba odwiozę cię do domu - oznajmia z błyskiem w oku.
Nie mogę mu odmówić. Opiekował się mną podczas całego pobytu w szpitalu. Był jedynym lekarzem, który troszczył się o mnie jak nikt inny.
- Dobrze, świetny pomysł - uradowany brunet całuje mój aksamitny policzek po czym kiwa mi na pożegnanie.
- Czyżby randka? - blondynka porusza zabawnie brwiami.
Wzruszam ramionami i upadam na miękką konstrukcję. Mam dosyć mojego życia, jest tak skomplikowane. Jason, Diego, a moje myśli krążą wokół jednej osoby - jest nią Verdas.
- Zwykłe spotkanie przyjaciół - odpowiadam pewnym głosem.
Nie chce zranić Hernandeza. Nie traktuję mnie jak zwykłą znajomą, czuję to.
- Widziałam jego spojrzenie. Nie ujęłabym tego w ten sposób - głęboko wypuszczam powietrze aby się uspokoić. Co jeśli zrobiłam mu nadzieję? Violetta, ty egoistko.
- Trudno. Uwierz, że też pragnę się odkochać.

Myśl, że to tylko sen i obudzę się obok mojego Leona jest rzeczą nierealną. Myślicie, że jesteście silni? Że wytrzymacie nawet każdą potworną rzecz? Jesteście w błędzie, okropnym błędzie.
Dopóki nie przeżyjecie bólu, który zada nam ktoś bliski nigdy się nie dowiecie jak będzie wyglądało cierpienie. Możemy jedynie marzyć i starać się unikać konfliktów.  Ale takie rzeczy są już pisane. Marzenia z każdym dniem blakną. Są małą niewidzialną cząstką, która gdzieś głęboko w nas stara się pokazać, że istnieje.
- Przestań - usłyszałam. Nie ma mowy - wzrok powędrował na moją kuzynkę rozmawiającą przez telefon. Wyglądała na strasznie przestraszoną i zmartwioną.
-Daj mi święty spokój - wrzasnęła rzucając telefonem o podłogę. Urządzenie roztrzaskało się na małe kawałki a ona jak najszybciej skuliła się pod ścianą.
- Lu co jest? - podbiegłam do niej, aby dowiedzieć się co się stało.
Pokręciła przecząco głową jakby nad czymś się zastanawiała.
- To ojciec, nie ważne. Pójdę do siebie, baw się dobrze - przytuliła mnie i pobiegła do swojego pokoju.

- Jesteś gotowa? - w drzwiach z nienacka pojawił się Diego, ubrany w białą koszulę i zwykłe jeansy. Wyglądał olśniewająco.
- Tak, chodźmy - zgarnęłam torebkę i wsiadłam do czarnego samochodu. Do moich nozdrzy dostał się zapach jego perfum. Leon. Na twarzy pojawił się grymas. Znowu o nim myślę.
- Ślicznie wyglądasz, Violu. Nie poznałem cię - śmieję się, uśmiechając się szeroko. Dołączam do niego i obserwuję jego skoncentrowaną twarz. Puszcza mi oczko. Odwzajemniam gest.
Kiedy dojeżdżamy na miejsce, zadowolona wchodzę do pomieszczenia i zajmuję stolik. Salę wypełniają brzegi obrazów. Dominujący biel świetnie współgra z miętowym kolorem. Od czasu do czasu rozglądam się w około zachwycając się niezwykłością ustroju.
- Mogę cię o coś zapytać? - pyta. Ochoczo zgadzam się i czekam na jakikolwiek ruch z jego strony. Trochę się denerwuję.
- To prawda, że byłaś w ciąży?
Przełykam głośno ślinę mocniej ściskając jedwabną spódnicę. Niewidzialna gula utkwiła mi w gardle.
- Co? - szybko odwracam się w stronę odbijającego się echa.
Zamieram.










                                                                           Proszę nie bić xD
                                                  Nie dość, że po dwóch tygodniach to takie coś.
                                                          Zawiodłam was, proszę wybaczcie ;O
                                                      Jak widzicie Diego podoba się Violetta,
                                                      A Fran i Fede wyjechali na wakacje.
                                                                   Ale ja mieszam, haha ;d
                                        Rozdział chwilowo bez korekty, także przepraszam za błędy.
                                                     A w 8 wydarzy się coś co was zadowoli ^^
                                               Dziękuję wam, że ze mną jesteście, kochani ;D
                                                           Bez was ten blog by nie istniał! ;)
                                               Serdeczne dzięki za wszystkie komki, skarby! ♥
                                                          Do następnego, miśki pyśki! <3
                                                                            Wika xoxo
                           

piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 6: Nie Powinien

                                               
                                                                                   
                                                            
                                                                                Z dedykacją dla *Hana*





                                                     

     
                                                                           Wiem, że to dziwne, miłość.
                                                                         Nigdy nie przestaję zadziwiać.
                                                                          Obiecuję, że cię uszczęśliwię,
                                                                           A jeśli nie mogę, spróbuję.
                                                                          I na końcu będziemy razem,
                                                                                         Na zawsze.
           







- Mam wrażenie, że powiedział to w nerwach.  Tak bardzo go kocham, a z drugiej strony nienawidzę - ukryłam twarz w dłoniach i od początku próbowałam wszystko na spokojnie poukładać.
Kłótnia, agresywny Leon i niespodziewany zwrot akcji.  Mam piętnaście nieodebranych połączeń i ciągłych przeprosin od niego.  To nie pomaga.  Jest strasznie natrętny, dlatego poprosiłam Fran, aby została ze mną w mieszkaniu. W każdej możliwej chwili może tutaj wejść.
- Nie rozumiem, dlaczego go bronisz, Violu. Żaden facet, nawet ten który jest zdesperowany nie powinien mówić kobiecie takich rzeczy - mruknęła cicho wpatrując się w sufit.
Westchnęłam zmęczona i opadłam bezwładnie na łóżko.  Nie wiem co ze sobą zrobić.  Miłość jest strasznie skomplikowana.  Buduję w nas niespotykane emocje i powoduję mętlik w głowie. Nie jesteśmy w stanie racjonalnie skupić, bo nasze myśli wciąż krążą wokoło jednego.  Muszę w końcu zakończyć ten temat. Cauvilgia jest już znudzona ciągłą rozmową o Verdasie,
- Przepraszam cię.  Nie zauważyłam, że masz tego dosyć.  Jestem okropną przyjaciółką - wyznałam po chwili ciszy.
Włoszka pokręciła zrezygnowana głową i szybko przytuliła mnie do siebie.  Po moim policzku spłynęła łza. Otarłam ją, aby jej nie zauważyła. Dziewczyno, zapomnij o nim.  Skup się na przyjaźni.
- Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza. I cię kocham - dodała.
Ze łzami w oczach złapała moją rękę i pociągnęła do salonu. Usłyszałyśmy dźwięk otwieranych drzwi. Naszym oczom ukazała się blondynka. Uśmiechnięta pocałowała nasze policzki i zaniosła zakupy. To będzie wspaniały dzień.
- Laski, zostałyśmy same. Robimy babski wieczór - krzyknęła szczęśliwa biegnąc do swojego pokoju. Zaśmiałyśmy się głośno widząc jej entuzjazm.  Wróciła do nas ubrana w swój ulubiony dres i spojrzała wymownie na nasze miny.
- A co z Fede? - zapytała zaciekawiona czarnowłosa. Wzruszyłam ramionami, podobnie jak kuzynka.
- Pojechał do rodziców...
- Na prawdę? Wreszcie będę mogła odetchnąć. Ten idiota w ogóle nie daje mi spokoju.
- Bo jest w tobie zakochany - szepnęłam. Wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Cholera.
Mogłam ugryźć się w język, zanim to powiedziałam. Miała się o tym nie dowiedzieć, jeszcze nie teraz.
- Pff, jakoś nie chcę mi się w to wierzyć...
- Lu, ucisz się - zmroziła mnie wzrokiem i dumnie uniosła głowę do góry. No tak, obraziła się.
Znam to spojrzenie, za bardzo mnie kocha i tak mi wybaczy.
- Jak to? - spytała po chwili Francesca.
- Nie słuchaj mnie. Od rana pletę głupoty, które nie mają sensu. Pójdę zrobić coś do jedzenia, Ludmiła chodź ze mną - odetchnęłam z ulgą, kiedy nie pytała o nic więcej i udałam się po przekąski. Wzięłam białe wino i mnóstwo słodyczy, po czym zatrzymałam się, aby wytłumaczyć Ferro całą sprawę.
- Podoba ci się Federico, prawda? - poruszyłam zabawnie brwiami, na co ona prychnęła. - Mnie nie oszukasz, kochanie - dodałam poważnym głosem. Wymusiła sztuczny uśmiech.
- Jest słodki i przystojny, tylko tyle. Choć już...
Ruszyłyśmy w stronę włoszki. Kiedy byliśmy razem z Leonem, zawsze oglądaliśmy wspólnie horrory. Mocno mnie wtedy obejmował, a ja czułam, że przy nim nic nie może mi się stać.
Że jestem bezpieczna. Niestety, życie piszę różne scenariusze. Teraz nie mogę tego zapewnić, bo nie ma go przy mnie. Chciałabym dotykać jego malinowych ust, które wprost proszą się, abym całowała każdy nawet najmniejszy zakątek jego ciała. Aby jego serce należało tylko do mnie, nikogo innego.
Trudno jest spoglądać mu w oczy, po zdradzie z tą suką, Clarą. Wiedziała, że jest związku, że ma narzeczoną, jemu najwidoczniej też to nie przeszkadzało. Czuję do niego obrzydzenie.
- Wybaczcie mi, nie mogę tak dłużej - wyszłam w pośpiechu zakładając buty. Potrzebuję odreagować. Wspomnienia nie dadzą mi spokoju.





       
                                                                                       ***


Jest późno. Gwiazdy błyszczą niecodziennym blaskiem i widać w nich coś niezwykłego. Mam wrażenie, że mrugają do mnie kilkakrotnie mówiąc "będzie lepiej".
Niebo przypomina niebieskie morze, którego gdzie nie gdzie fale rozprzestrzeniają się w chmurach. Niewidzialna postać przygląda mi się z zaciekawieniem, kiedy siadam na pobliskiej ławce.  Wszelkie siły, które są we mnie chowam gdzieś daleko, za siebie. Nie umiem, nie potrafię normalnie funkcjonować, zaczynam wariować.  Serce przyśpiesza swój rytm i chcę wydostać się z klatki piersiowej. Czy to jest głupim snem?. Przed oczami wirują dotąd nieznane osoby, ból.
Czy ja na prawdę widzę swoją przyszłość?.  Świat wokoło zaczyna wirować, a jedyne co pamiętam to straszny cień, który unosi się do góry w postaci anioła. Zamykam powieki i upadam uderzając się w głowę.


Budzę się, widząc przed mnóstwo lekarzy i pielęgniarek. Każdy z nich chodzi w kółko, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Pochłonięci są dyskusją nad ważnym tematem. Jestem nim ja.
Próbuję odezwać się do nich, lecz nie mogę. Suchość w gardle powoduję niespodziewany atak.
Wymiotuję na podłogę, zwracając tym sposobem ich uwagę. Podbiegają do mnie jak najszybciej, przyglądając się z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Cichutkim głosikiem proszę o szklankę wody. Upijam dość dużego łyka i opieram głowę o puchatą poduszkę.
- Eliza, zawołaj jej rodzinę. Powiedz, że się obudziła - rozkazuję groźnie lekarz.
Kobieta kiwa twierdząco głową i znika wśród beżowych ścian.
- Co się stało, gdzie ja jestem? - ręce trzesą mi się z przepływu przerażenia.
Szpital, masa różnorakich kabli. Nic nie rozumiem. Jak się tutaj znalazłam?
- Spokojnie, proszę głęboko oddychać. Zaraz wszystkiego się pani dowie - zapewnia mężczyzna.
Znam go. To ten sam człowiek, którego spotkałam obok parku. Miał na imię, Diego.
- Obudziłaś się, nie mogłabyś nas zostawić...
Zapłakane twarze rodziców, Leon, i moim najlepsi przyjaciele. Próbuję podnieść się z miejsca, ale umożliwia mi to ból w skroni.
- Tak bardzo się martwiłam. Nigdy więcej tego nie rób, słyszysz? - szepcze żałośliwie chłopak całując moją drżącą dłoń. Nie jesteśmy razem, mimo to przeżywał to, on płakał.
Kocham go, a on kocha mnie.
- Proszę, powiedzcie mi co się stało. Jedyne co pamiętam, to rozmowa z Fran i Ludmiłą...
- Straciłaś przytomność, zostałaś potrącona przez samochód. Byłaś w śpiączce...
- To przez nas. Gdybyśmy za tobą poszły, to by się nie wydarzyło.
- Nie mówcie tak. To ja mogłam zostać w domu, ale nie zrobiłam tego - obdarowuje je szczerym uśmiechem i delikatnie przytulam. Są dla mnie jak siostry.  Bardzo ich kocham.
- Pacjentka musi odpoczywać.  Jest po poważnym wypadku.
Doktor wyprowadza rodzinę z pomieszczenia, a ja wypuszczam powietrze ze świstem.
Śpiączka? Poważny wypadek?
Nadal nie wiem co się ze mną działo. To właśnie efekt tego, do czego doprowadza mnie uczucie zwane "miłością". To nie wina Verdasa. Nie powinnam go obwiniać. To nie pora na przemyślenia. Jestem potwornie zmęczona.










- Diego, ja na prawdę czuję się dobrze - zapewniam zdenerwowanego dwudziestosiedmiolatka.
Jestem już tutaj długie 3 dni i nadal nie mogę nigdzie iść. Czuje się, jakbym była zamknięta pod kloszem i pod nadzorem dorosłego rodzica siedziała tam, gdzie mi każą. To już dawno minęło.
Codziennie odwiedzają mnie mama i tata, a także znajomi. Każdy martwi się moim zdrowiem i jestem im potwornie wdzięczna.
- Violetta, to znaczy proszę pani, zabraniam wychodzenia z łóżka - mówi z przekonaniem.
On jest tak troskliwy. Bardzo miły chłopak.
- Mów mi po imieniu, nie jestem taka stara - oburzam się,
Śmieje się głośno ukazując rząd swoich perlistych zębów. Brunet patrzy na mnie z radością w oczach. Moje policzki przybierają purpurowy kolor.
- Dobrze, Violu - podkreśla moje imię, po czym udaję się do swojego gabinetu.
Przez ostatnie dni bardzo zbliżyłam się do niego. Opowiedział mi o wszystkim co go spotkało.
O tym jak stracił dziewczynę, którą bardzo kochał, przyjaciół. Po części go rozumiem. Sama straciłam miłość swego życia, nie przez własną głupotę, ale przez los, który był nam pisany.
Myślę, że nigdy nie zapomniemy o najlepszym momentach w naszym życiu. Moim był związek z nim. Był i jest kimś, kto jest najważniejszy. Słońce zaczęło przebijać się przez ciemne ściany.
Delikatne pukanie do drzwi wybudziło mnie z przemyśleń. Odwróciłam się napięcie i ujrzałam jego.
Z kwiatami w rękach stanął na przeciwko mnie. Spojrzałam głęboko w jego szmaragdy, można w nich utonąć.
- Nic nie mów, cieszmy się tym co mamy - powiedział.
I przytulił mnie.







//
Witajcie moje miśki! ^^
Jak widzicie, ogarnęłam się i rozdzialik jest.
Pisało mi się go zajebiście, miałam mega wenę,
i uważam, że nie jest on masakryczny (zdziwienie, nie?)
Nexty będą nieregularnie ze względu na szkołę -,-
Mnie ona też dobija, uwierzcie. 
Wypadek Fiolki, miły Diego.
Szykujcie się ludzie na pewną niespodziankę, haha xD
Leon przyszedł w odwiedziny.
Mam w głowie już nawet myśl, jak się pogodzą.
Mogę zdradzić jedynie to, że będzie mega romantycznie xD
Dziękuję wam za wszystkie komentarze ♥
Mega mnie tym motywujecie, na prawdę ^^

Życzę wam miłego weekendu, odpoczynku! :D
Kocham was, misiaki! <3
Do nexta, buziaki ^^


Wika



czwartek, 5 listopada 2015

Rozdział 5: Wrócił

                                                       
                                                                            
                                                                   
                                                                                  Z dedykacją dla *Naty*


   
                                                                 

                                                                                                            "Myślałam o tym, jak trudno jest.
                                                                                                           Moje serce wie, że tęskni za tobą i,
                                                                                                         Że nie mogę zapomnieć, że żyjemy".








Jestem tutaj.
Właśnie stoję przed drzwiami wielkiego domu Verdasa, który był kiedyś moim, naszym wspólnym.
 Nogi trzęsą mi się jak z waty a ciało drży na samo wspomnienie tego miejsca.
 Delikatnie pukam do drzwi, co chwila spoglądając na rozkloszowaną kremową sukienkę.
Oddychaj głęboko wszystko będzie dobrze.
- Violu, nie spodziewałem się tutaj ciebie - zwykły dres, ale on wygląda w nim niezwykle.
Zjawiskowe mięśnie, które widać przez sportową koszulkę.. Ugh, ogarnij się dziewczyno.
 Odchrząkuję głośno i natychmiast wyprostowuje się.
- Przyszłam porozmawiać, to ważne - mówię z lekkim zawahaniem w głosie.
Gestem ręki zaprasza mnie do środka. Jasne kolory dominujące wśród pięknych obrazów. Nic się tutaj nie zmieniło. Cholera, to wszystko wraca. Mrugam kilkakrotnie powstrzymując łzy. Nie tutaj, nie przy nim. Nie mogę pokazać jaka jestem słaba. Po prostu nie mogę.
- Dobrze się czujesz? - pyta zmartwiony spoglądając na moją bladą twarz.
 Serio Leon? Po tak wielu cierpieniach i załamaniach dopiero teraz o to pytasz?. Kiwam twierdząco głowo i siadam na skórzanej kanapie. Teraz dopiero się zacznie.
- Mogę prosić o szklankę wody? - w dość szybkim tempie zjawia się obok mnie.
 Stawia szklane naczynie na stolik i zajmuje miejsce. Upijam łyka rozmyślając nad zaczęciem rozmowy. To strasznie trudne. Tak bardzo mnie zranił, a tak bardzo go kocham. Kurwa.
- Wiem, że rozmawiałeś z Fran. Naprawdę chciałam zapomnieć o twoich słowach, ale nie mogę.
Tęsknisz za nami, tęsknisz za mną? - niewinne, szmaragdowe oczy wpatrują się we mnie z wielkim pożądaniem. Pomieszczenie wypełniają tylko nasze oddechy. Każde z nas jest zdenerwowane, każde z nas nie wie co powiedzieć.
- Okłamałbym cię mówiąc że nie - odpowiada cichutko swoim aksamitnym głosem.
 Jego też to boli, czuję to. On też ma uczucia. Uczucia, którymi darzy mnie. Nikogo innego.
Nie udaję mi się. Po moim policzku spływa łza. Miałam nie płakać. Chowam twarz w dłonie, jestem bezsilna, po raz kolejny.
- Nie płacz, proszę cię. Nie przez takiego dupka jak ja - szepcze żałośliwie chodząc w kółko. Jest taki niewinny, byłam pewna, że nie cierpi. Że jest szczęśliwy. Myliłam się.

Niepewnie do niego podeszłam. Cień uśmiechu pojawił się na mojej twarzy. Mój Leon, on wrócił. Złapałam jego zimną rękę, swój wzrok skierował na mnie. Z przepływu emocji przytulam się do niego. Obejmuje mnie swoimi ramionami mocniej przyciskając do siebie.  Brakowało mi tego.  Tak dawno nie byłam w jego objęciach.
- Wiesz, ile razy chciałam o tobie zapomnieć?. Próbowałam i nadaremnie.  Nie umiem - wyznałam po chwili ciszy.
Ciepło grzejące od jego ciała nie pozwalało mi się oderwać.  Czemu byłam taka głupia?.
Duma i bolące serce przepełnione nienawiścią nie pozwalały mi na to.  Najbardziej bolało to, kiedy obiecywał mi, że nigdy mnie nie opuści. A zrobił to, zdradzając mnie.
- Zacznijmy wszystko od nowa.  Błagam, wybacz mi. Zrobię dla ciebie wszystko - uklęknął na  kolana. Jego tęczówki wyrażały nadzieję na bycie ze mną.  Słońce przebijało się przez szyby i swoim blaskiem oświetlało jego przystojną twarz.
- Nie mogę, przepraszam. Potrzebuję czasu. To nie takie łatwe...
Wybiegłam z pomieszczenia kierując się w stronę mieszkania. - Violetta, zobaczymy się jeszcze?.
Odwróciłam się napięcie i kiwnęłam twierdząco głową. Teraz wiem co muszę zrobić.  Muszę to dokładnie przemyśleć. Ale wiem jedno. Nasza miłość trwa. I nigdy się nie skończy.








- On mnie kocha Lu, kocha - piszczę podekscytowana przeglądając kartę dań.
 Blondynka klaszcze w dłonie śmiejąc się głośno. Uwielbiam nasze wspólne wypady. Ferro zawsze wie, jak poprawić mi humor. Verdas nie zapomniał o nas. Jedynym problemem jest to, że nie możemy być razem.  Nie jestem w stanie mu tak szybko wybaczyć.
- Pamiętaj, że musisz się mnie słuchać. Ludmiła zawsze ma rację, honey - powiedziała dumnie wypinając pierś do przodu.  Wybuchłam niekontrolowanym śmiechem a kuzynka dołączyła do mnie.
Kocham jej tok myślenia.
Wyjrzałam przez okno i dostrzegłam dość znajomą mi postać.  Smith, Jason Smith? Co on tutaj robi?.
Wyszłam z kawiarenki i zaciekawiona postanowiłam się przedstawić.
- Jason, pamiętasz mnie?...
Podniósł pytająco brew, jakby nad czymś się zastanawiał. No tak, nie widzieliśmy się kupę lat.
Nasze kontakty się urwały zaraz po skończeniu szkoły.  Ja wyjechałam do Buenos Aires, a on został we Włoszech, Tak kończy się historia pięknej znajomości.  On też obiecywał i nie dotrzymał słowa.
- Vivi, to ty? - zapytał zaskoczony.
Zdenerwowana prychnęłam na jego słowa. Najlepsza przyjaciółka na świecie, para siempre, a on śmie jeszcze pytać.  Konary drzew powiewały delikatnie, tym samym zapraszając do wspólnego tańca.
To miejsce, pamiętam je.

Żyletka. 
Jedno marzenie.
Jeden sen.
Jedno życie.
Marzenia. Przyszłość. Czas teraźniejszy straciły już sens życia.  Straciłam jego, nic już nie istnieje.
Kropelka krwi spłynęła po moich chudych rękach.  Wyglądam jak wrak człowieka, i tak właśnie się czuje.  Oszukana, poniżona przez najważniejszą osobę w moim życiu. 
Chcę zasnąć i się nie obudzić.  Chcę tylko tego. 

- Halo, ziemia do ciebie. Co jest?
Głos Jasona wybudza mnie z przemyśleń. Złe czasy minęły, zapomnij. Gdyby to było takie proste.
- Zamyśliłam się.  Jak mogłeś mnie nie poznać? - fukam urażona unosząc głowę do góry.  - Ale wyprzystojniałeś, muszę ci to przyznać...
- Się wie - poprawia swój granatowy t-shirt.  Na oczach nie widnieją już czarne kujonki, a śliczne soczewki, dzięki którym wygląda młodziej. Niestety, musiał już iść. Obiecał, że wpadnie do mnie i na spokojnie porozmawiamy.
- Violetta, myślałam, że coś ci się stało. Zabiję cię - mruknęła przypatrując się mojej minie.
Przytuliłam ją, najmocniej jak potrafiłam. Tego potrzebowałam.
- Nie martw się, żyje - podnoszę ręce w geście obrony i wzruszam ramionami.
- Musisz mi to wynagrodzić.  Idziemy na zakupy - rozkazuję i ciągnie mnie w stronę pobliskie galerii,









- Franuś, proszę - mina biednego pieska, piękne kwiaty. Uda mu się.
Alonso, jeśli chcę potrafi być stanowczy.  Od ponad godziny błaga Włoszkę, aby umówiła się z nim na randkę. Mina Ludmiły przypomina złego ducha, który chcę ich jak najprędzej stąd wypędzić.
Jest Zazdrosna? Niemożliwe. Od czasu do czasu pomrukuję coś pod nosem i dalej wpatrzona jest w jeden punkt.
- Zgadzam się - uradowany czarnooki podniósł ją do góry i zaczął kręcić wokół własnej osi.  Wyglądało to kosmicznie. Próbowała się wyrwać, lecz nie mogła. Miał więcej siły. Z całej siły uderzyła go pięścią w brzuch. Zwinął się z bólu, mimo to wysyłając jej buziaka. Zrezygnowana pokręciła głową, po czym udała się zapewnie do swojego pokoju.  I tak pobiegł za nią.
Do moich uszu dostał się dźwięk przychodzącej wiadomości. Odblokowałam ekran i weszłam w niebieską chmurkę.



Od: Leon Verdas
Do: Violetta Castillo
Temat: Rozmowa
Spotkajmy się w parku za 15 minut.
Nie możesz ciągle przekładać tej rozmowy.
W końcu musi do niej dojść.
Leon.




Postanowiłam mu odpisać.




Od: Violetta
Do: Leon
Temat: Rozmowa
Nie przekładam tej rozmowy.
Mówiłam ci, abyś dał mi czas.
Troszkę się spóźnię.
Violetta.



Zamówiłam taksówkę i szybko ubrałam trampki.  Po 15 minutach, dotarłam na miejsce, był tam.
Zupełnie zamyślony patrzył w ciemne niebo, które nie wyrażały nic poza szarością. Gwiazdy świeciły przejrzyście i starały się rozpromienić ten dość ponury wieczór.  Usiadłam obok niego.
Wzdrygnął się, ale lekko uśmiechnął. Urocze dołeczki pojawiły się na jego policzkach. Jest taki przystojny. Horyzont, który było widać z bliska, był najpiękniejszą harmonią tej alei. Pamiętam, ile dni spędziliśmy w tym niezwykłym miejscu. Jest dla mnie wyjątkowe.
- Mam u ciebie szansę? - zapytał po krótkiej chwili. Nabrałam nerwowo powietrza. Czy on wie co przeżyłam?.
- Leon, to za wcześnie - stwierdzam z przekonaniem. Natychmiast zrywa się z miejsca.
- Dlaczego robiłaś mi nadzieję - syczy wściekle z oczami przepełnionymi gniewem. Znowu, znowu to robi. Jest agresywny.
- Przestań. Niczego ci nie obiecywałam - odpowiadam ze spokojem.  Rzuca mi zdenerwowane spojrzenie i klnie pod nosem. Nie chciałam tego. Przecież było dobrze.
- Wszyscy mają rację, jesteś zwykłą suką - krzyczy przeraźliwie. Odsuwam się od niego. Mocno uderzam go w buzię. Podły cham, a ja myślałam, że się zmienił.
- Suką, którą kiedyś kochałeś. Pożałujesz tego - grożę mu palcem i z łzami w oczach odbiegam jak najdalej. Jestem idiotką.
















Hej Ziomeczki! :D
        Spodziewaliście się tego?                                    
 Wyobraźcie sobie, że doszłam do wniosku,
że Fiolka nie może ciągle być załamana.
        Bo to dobija człowieka, nie?.
 Leonetta się pogodziła, chwilowo haha ^^
       Bo później i tak kłótnia, (Zła-Ja)
   To dopiero piąteczka więc spokojnie.
 Przepraszam, że tak dawno nie było nic.
                    Szkoła to zło, serio..
 Czeka mnie jeszcze sprawdzian, ale co tam.
                     Rozdział bez korekty. 
    Miłego weekendu miśki. ( tak na zapas)
                                                                                               
                                   
                                                  Wika

                  ---->   https://www.youtube.com/watch?v=aS6KH3q7A-o
Theme by Violett