Po wszystkim jesteśmy razem,
oglądając wschód słońca.
Ludzie nieustannie wpatrują się w ostatnie błache, palące się eternity dachu i serce, które nie może wyzbyć się uczuć i spoglądać na widoki rozpadającego się królestwa, wyobrazić smutnych oczu mojego anioła. Niepełnosprawnej istoty skrzywdzonej nie tylko przeze mnie, ale także przez los, wirujący nad jej duszą i umysłem. Żałuję, zawsze żałowałem, że nie wiedząc co się stało potraktowałem ją jak bezbożną sukę, a ona pomogła mi zrozumieć moje zachowanie, moje błędy.
Ciemny las, wyłaniające się prastare konary drzew i śmiech wiatru tak głośno, że ptaki odleciały szukać schronienia. Cząstka bezdomnej chatki, która kiedyś była moim jedynym oparciem i nadzieją wygląda, jak ruina zapadająca się z każdym kolejnym podmuchem.
Jedyna i malejąca noc mogła zmienić, aż tak wiele, pozbawiając mnie wszystkiego, nawet jej.
Dziesięć lat katowania samego siebie, podczas kiedy dziewczyna, która zmieniła mnie na lepsze ma kochającego męża i rodzinę, Rodziną, którą moglibyśmy założyć razem.
Ludzie nieustannie wpatrują się w ostatnie błache, palące się eternity dachu i serce, które nie może wyzbyć się uczuć i spoglądać na widoki rozpadającego się królestwa, wyobrazić smutnych oczu mojego anioła. Niepełnosprawnej istoty skrzywdzonej nie tylko przeze mnie, ale także przez los, wirujący nad jej duszą i umysłem. Żałuję, zawsze żałowałem, że nie wiedząc co się stało potraktowałem ją jak bezbożną sukę, a ona pomogła mi zrozumieć moje zachowanie, moje błędy.
Dziesięć długich lat czekania na pierwszą i ostatnią miłość mojego życia, Dziesięć długich lat obarczania Jezusa, który przestał istnieć już bardzo dawno temu i zamknął dla mnie drogę do niebios, i słowa - szczęście.
Po to by nauczyć mnie świadomości bólu, który fundowałem innym? Nadzieja.
Była przy mnie, nigdy nie opuszczała, podczas popełniania grzechów i nauczyła szczerości, ludzkiej głupoty. Co jeśli było za późno?
"Za późno by marzyć.
Za późno by kochać"
Święte słowa, wypowiedziane przez kapłana modlitwy, który właśnie teraz dodaję mi słowa otuchy i ciepła. Stoi nieruchomo nad moim ciałem i szepczę o daniu sobie radu w trudnej sytuacji.
Kiedyś byłem silny, ale to co było kiedyś już nie wróci.
Zakochany na zabój, mający nadzieję, że Violetta wróci do mnie po tylu latach i wybaczy wszystkie winy. Zatykam uszy dłonią i mocnym szarpnięciem ciągnę za końcówki sutanny, odciągając od siebie na kilometr.
- Chłopcze, nie igraj z diabłem.
- Diabeł jest wszędzie - krzyczę przeraźliwie, omijając ciężarowe samochody.
Świat odwraca się plecami, ale umysł odgania mnie od siebie, pokazując że może triumfować nad losem, który sam sobie zafundowałem,
Zakochane pary rzucają mi przelotne spojrzenia i śmieją się, kiedy miliardy łez spływa po moim policzku, łącząc się w jedność. Trylion i więcej żalu przecieka mnie całego i zostaję tam, gdzie powinno.
- Leon, zaczekaj - odwracam się w stronę znajomego głosu.
Hope zaciska ręce na moim ramieniu i ze smutnym wyrazem twarzy, błagalnie prosi o zgodę.
- Daj sobie pomóc - kiwam przecząco głową.
Świat jest ciężką przestrogą do zdobywania nowych doświadczeń, wyznań. Wydaję się ogromną zagadką. Rozglądam się dokoła, dostrzegając, że po raz kolejny zostałem sam, oddycham głęboko, wciągając powietrze.
*
Los Angeles wypełnia gromadka ludzi, krzątających się w różnych zakątkach miasta. Połowa z nich udaję się w stronę domów, galerii handlowej, by wspólnie z bliskimi spędzić miło dzień, do nieprzytomności uśmiechać się właśnie dla nich. Inni samotnie obkrążają park i uliczki. Z głośną muzyką i spuszczoną głową biegam dokoła budynków,
- Przepraszam pana, to przez przyp.. - urywa zdanie.
Śliczna blondynka o niedługich włosach.
- To ty.
- Violetta - szepczę.
Dziewczyna stoi na własnych nogach, nie ma obok niej wózka inwalidzkiego, krąży po świecie zupełnie zdrowa i cieszy się nowym życiem
- Ty chodzisz.
- Tak, chodzę, León, nie spadłam z mostu, choć pewnie nie płakałbyś, byłoby ci to na rękę - zamieram.
Wszystkie kości zaczynają się rozrywać, czuję, jak potok łez spływa po jej delikatnej skórze .
- Minęło dziesięć lat, a ja się zmieniłem, zmieniłem na lepsze i czekałem na ciebie - obejmuję jej chude ramiona,
Z większą siłą odpycha mnie od siebie i wymierza cios w policzek.
- To i tak by nic nie zmieniło.
- Dlaczego?
- Człowieku, mam siedmioletniego synka, mężczyznę, dzięki któremu jestem tu gdzie jestem i całkowicie mogę wykrzyczeć, że skończył się czas męczarni - oznajmia.
Nie wiem jakiej odpowiedzi się spodziewałem. Wierzyłem, udając zwariowanego głupka, który oszalał na punkcie pięknej istoty.
- Kochanie, skończyłem.. - miasto staje w miejscu.
Ulice zaczynają napełniać się tłumami, słysząc kojące bicie mojego zwariowanego serca, przerażająco szybkiego rytmu. Zaciskam pięść, zaciskam szczękę, nie poddaje się i spoglądam na mojego wroga, mojego dawnego "przyjaciela".
- Diego, zabrałeś mi ją, podły zdrajco - wrzeszczę, stawiając większe kroki.
Uderzam w pogoń, aby zabić kłamcę, którego uważałem za najbliższą osobę. Zapewniał, że Violetta nie chce mnie znać, nie chciał mojego szczęścia.
- Uspokój się - huczy,
- Nie masz prawa się do mnie odzywać, nie dotykaj mnie.
- León, musisz zacząć się leczyć, twoja depresja osiągnęła najwyższy stopień zagrożenia, potrzebujesz psychiatry - jego wrzaski rozsadzają mi czaszkę.
Mam ochotę zrzucić go z mostu, zmierzyć się z nim twarzą w twarz, a zaraz po tym być tylko i wyłącznie z nią, wychowywać pociechę pieprzonego dupka.
- Ja? Spójrz na siebie. Spoglądałeś mi prosto w oczy, krzycząc, że przeprosiny już nic nie dadzą, żebym dał sobie spokój, bo ona nie wróci.
- Diego, popełniłeś błąd, to nie miało tak wyglądać - odzywa się trzydziestolatka.
Kręci przecząco głową, przeszywając wzrokiem naszą dwójkę.
- On - wskazuję na mnie. - Nie zapewniłby ci bezpieczeństwa, znałem go dłużej niż ty, wiedziałem, że muszę to zrobić.
Nie wytrzymując okładam jego sylwetkę pięściami kopiąc i bijąc na przemian, mężczyźni w czarnych kominiarkach odciągają mnie od zmasakrowanego bruneta. Przez mgłę dostrzegam radiowóz policyjny i kilku lekarzy. - Jest pan zatrzymany.
Próbuje wyrwać się z pułapki, lecz umożliwiają mi to kajdanki spoczywające na nadgarstkach. Spoglądam na niebo, spoglądam na siebie, widząc swoje odbicie.
Koniec marzeń i nadziei, wsiadam do samochodu czując wściekłą fale bólu, krzywię się lekko dostrzegając wystraszoną Violettę i jej zawiedzioną minę. Zostawiam przeszłość i zostawiam uczucia, czekając na koniec, czekając na śmierć.
- Przepraszam pana, to przez przyp.. - urywa zdanie.
Śliczna blondynka o niedługich włosach.
- To ty.
- Violetta - szepczę.
Dziewczyna stoi na własnych nogach, nie ma obok niej wózka inwalidzkiego, krąży po świecie zupełnie zdrowa i cieszy się nowym życiem
- Ty chodzisz.
- Tak, chodzę, León, nie spadłam z mostu, choć pewnie nie płakałbyś, byłoby ci to na rękę - zamieram.
Wszystkie kości zaczynają się rozrywać, czuję, jak potok łez spływa po jej delikatnej skórze .
- Minęło dziesięć lat, a ja się zmieniłem, zmieniłem na lepsze i czekałem na ciebie - obejmuję jej chude ramiona,
Z większą siłą odpycha mnie od siebie i wymierza cios w policzek.
- To i tak by nic nie zmieniło.
- Dlaczego?
- Człowieku, mam siedmioletniego synka, mężczyznę, dzięki któremu jestem tu gdzie jestem i całkowicie mogę wykrzyczeć, że skończył się czas męczarni - oznajmia.
Nie wiem jakiej odpowiedzi się spodziewałem. Wierzyłem, udając zwariowanego głupka, który oszalał na punkcie pięknej istoty.
- Kochanie, skończyłem.. - miasto staje w miejscu.
Ulice zaczynają napełniać się tłumami, słysząc kojące bicie mojego zwariowanego serca, przerażająco szybkiego rytmu. Zaciskam pięść, zaciskam szczękę, nie poddaje się i spoglądam na mojego wroga, mojego dawnego "przyjaciela".
- Diego, zabrałeś mi ją, podły zdrajco - wrzeszczę, stawiając większe kroki.
Uderzam w pogoń, aby zabić kłamcę, którego uważałem za najbliższą osobę. Zapewniał, że Violetta nie chce mnie znać, nie chciał mojego szczęścia.
- Uspokój się - huczy,
- Nie masz prawa się do mnie odzywać, nie dotykaj mnie.
- León, musisz zacząć się leczyć, twoja depresja osiągnęła najwyższy stopień zagrożenia, potrzebujesz psychiatry - jego wrzaski rozsadzają mi czaszkę.
Mam ochotę zrzucić go z mostu, zmierzyć się z nim twarzą w twarz, a zaraz po tym być tylko i wyłącznie z nią, wychowywać pociechę pieprzonego dupka.
- Ja? Spójrz na siebie. Spoglądałeś mi prosto w oczy, krzycząc, że przeprosiny już nic nie dadzą, żebym dał sobie spokój, bo ona nie wróci.
- Diego, popełniłeś błąd, to nie miało tak wyglądać - odzywa się trzydziestolatka.
Kręci przecząco głową, przeszywając wzrokiem naszą dwójkę.
- On - wskazuję na mnie. - Nie zapewniłby ci bezpieczeństwa, znałem go dłużej niż ty, wiedziałem, że muszę to zrobić.
Nie wytrzymując okładam jego sylwetkę pięściami kopiąc i bijąc na przemian, mężczyźni w czarnych kominiarkach odciągają mnie od zmasakrowanego bruneta. Przez mgłę dostrzegam radiowóz policyjny i kilku lekarzy. - Jest pan zatrzymany.
Próbuje wyrwać się z pułapki, lecz umożliwiają mi to kajdanki spoczywające na nadgarstkach. Spoglądam na niebo, spoglądam na siebie, widząc swoje odbicie.
Koniec marzeń i nadziei, wsiadam do samochodu czując wściekłą fale bólu, krzywię się lekko dostrzegając wystraszoną Violettę i jej zawiedzioną minę. Zostawiam przeszłość i zostawiam uczucia, czekając na koniec, czekając na śmierć.
Od autorki:
CZEŚĆ. ;)
Spieprzyłam końcówkę,
ktoś by się spodziewał tego?
I przepraszam, znowu nadużywam
metafor i wyszło nudne coś.
Leon zostaję zabrany, do szpitala.
Wszystko dzieje się tak nagle.
To ostatnia część one shota.
Jestem z niego zadowolona,
wy oczywiście nie musicie, naturalnie ^-^
To do...kiedyś, tak? ;D
Wiktoria