~Miłość wisi w powietrzu.
Zbliż się do mnie.
Stawiasz na to, co czuję
Sytuacja stała się bardziej skomplikowana, niż się spodziewałem. Minęło zaledwie dwa dni od wybuchnięcia z propozycją o zniszczenie blond suki, lecz po kilku godzinach zdałem sobie sprawę, że Violetta nie była emocjonalnie przygotowana na tego typu wydarzenia.
Dziewczyna nie wiedziała kompletnie nic o mojej zaginionej żonie, i o tym, że kochałem ją tak bardzo, jak byłem w stanie kochać. 265 dni zanikających uczuć, 265 dni czekania. Lily zniknęła z pomocą kogoś, kto nienawadził jej za to kim była, za to, że nasze małżeństwo było tak emocjonalnie związane.
Nie znałem identycznie uwielbiających się osób, znaliśmy się od niepamiętnych czasów, wspieraliśmy nawzajem, pomagaliśmy, kiedy była taka potrzeba, za wszelką cenę dążyliśmy do celu.
Kruczo-czarne pasmy włosów wystające spod zamoczonego płaszcza wprowadzają mnie w okrutny stan zdenerwowania i rozpaczy. Rodzima siostrzyczka miłości mojego życia rzuca mi przelotne spojrzenia pełne pogardy i z niewidocznym chytrym uśmiechem wypisanym na twarzy zbliża się do mojej sylwetki, będąc coraz bliżej.
Nienawidziłem jej całej, nienawidziłem jej dziwnych i niewyjaśnionych zachowań, traktowania mnie jak śmiecia tylko dlatego, że wychowywałem się w patologicznej rodzinie, z puszczalską matką i zapracowanym ojcem.
To ona była rozpieszczona przez rodziców, dostawała co tylko chciała i wyśmiewała innych, słabszych nie dających sobie rady w świecie. Godzinami pocieszałem jej cierpiąca od nadmiaru emocji i burzliwego życia dojrzalszą siostrę.
Mimo tego, że kobieta była starsza o trzy lata zawsze czuła się gorzej, znosiła jej zachcianki i wysłuchiwała kazań rodziców na temat tego, jaka powinna być prawdziwa i uczciwa córka.
Lily dała sobie świetnie radę, miała mnie i swoją przyjaciółkę, obydwoje zapewnialiśmy jej radość i szczęście. Człowiek, który posunąłby się do jej krzywdy trafiłby w ciężkim stanie do szpitala, nie pozwalałem na żadne wyzwiska lub chamskie odzywki, nasza dwójka doskonale wiedziała co robić w takich sytuacjach, dopełnialiśmy się, idealnie.
- Czego chcesz? - oschły ton wydostaję się z moich strun głosowych.
Przekręcam oczami, czekając, na fałszywy ruch z jej strony i głośny krzyk uliczny.
Wiedziałem, na jakiej podstawie zacznie swoją grę. Wiedziałem, że wmówi każdemu o tym, jakim podłym dupkiem jestem i nie pozwoli mi poznać kogoś bliżej.
Najbardziej obawiałem się konfrontacji z Castillo, zdążyła ją poznać. Znała mój czuły punkt i chciała zaatakować i podejść mnie w innym stylu. Nie mogłem jej ufać, nigdy.
- Porozmawiać. O twojej "nowej ukochanej". Pamiętaj, że nadal jesteś w związku, obiecałeś jej, że nigdy tego nie zdradzisz - suka.
Tylko to słowo jest w stanie określić, jak bardzo denerwuję mnie wtrącająca się we wszystko niezrównoważona kobieta.
- Nie powinnaś interesować się takimi rzeczami, zajmij się sobą.
- Powinnam, bo jestem jej rodziną - milczę.
- I teraz dopiero sobie to uświadomiłaś? Po tym co przeszła, ona i ja? - śmieję się donośnie.
Rozbawiony ton unosi się wysoko echem i dudni w moich uszach.
- Z tobą nie da się rozmawiać - ruszam jak najdalej.
*
- León, jeśli zgodzę się na twój warunek, powiesz mi prawdę?
Violetta od kilku minut nieustannie wpatruję się w jeden punkt i popija gorącą czekoladę, okrywając się satynowym kocem. Odważyła się stanąć w drzwiach mojego domu, postawić pierwszy krok i wprost odpowiedzieć jaką decyzję podjęła.
Waham się, czy aby na pewno nie zrażę do siebie, jeśli wyjaśnię jej na czym polega ten popieprzony plan. Zapytałem, będąc pewnym, że nie dowie się jak ważną rolę odgrywała w moim świecie brunetka, Sekrety kiedyś i tak wyjdą na jaw, nie będę mógł długo ukrywać przed dwudziestoczterolatką, że sakramentalne rok towarzyszy mi od roku.
Że miałem partnerkę, którą darzyłem mocnym uczuciem, że ta miłość powoli zaczęła się ulatniać, choć jej imię na zawsze pozostanie w moim sercu.
- Chciałbym, ale...nie mogę. Obiecuję ci, że z czasem dowiesz się każdej rzeczy, nawet tej utajnionej - szepczę unikatowo, wypalając na wskroś jej delikatne ruchy.
Gdyby nie ona, nie potrafiłbym żyć tym, czym żyję teraz. Dawna zemsta na Holly była tylko ulotną chwilą, zabawną grą, z której oboje braliśmy korzyści, mogliśmy patrzeć na jej piekielnie czerwone policzki, kłótnie, dzięki którym każdy napotkany pieszy mógł uważać ją za wariatkę.
- Jaka jest twoja ostateczna decyzja?
- Dobrze wiesz, że..nie mogłabym ci "nie pomóc" - idealnie podkreśla ostatnie sylaby. - Szczerze mówiąc nadal cię nienawidzę, jednak z czasem ta nienawiść jest coraz mniejsza - oznajmia.
Wybuchamy śmiechem w tym samym czasie i obrzucamy siebie jedynie łagodzącym spojrzeniem.
- O co w tym chodzi? Jak chcesz pozbyć się Holly?
- Violetta - spoglądam w jej oczy, kiedy ona robi zupełnie to samo. - Chcę, żebyś wiedziała, że mimo tego bardzo cię lubię. I...zaczynasz mi się podobać.
Od autorki;
Nie wiem po co dodaję,
skoro nikt na to ani nie czeka,
ani nie czyta xDD
Za dużo metafor, o czym wiem.
Dziwne dialogi, o czym też wiem.
I beznadziejny rozdział, o czym też wiem ^^
I'm sorry za błędy, ok? ;d
W. xoxo