Z dedykacją dla Królika
Najpiękniejszy dzień to ten,
którego jeszcze nie przeżyliśmy.
- Minął już tydzień, dajcie mi normalnie funkcjonować - burczę zła, kiedy nade mną stoi trójka wspaniałych przyjaciół. Violetta, nie ruszaj się. Violetta musisz odpoczywać. Violetta, pomogę ci. Doskonale rozumiem to, że się troszczą, ale nie chcę być dodatkowym problemem, bo czuję się już na prawdę nieźle. Lekkie zawroty głowy nie ustępują, ale daję sobie świetnie radę.
Powinnam dziękować im na kolanach, za to co robią. Ciągle tylko narzekam.
- Violu, wiesz, że to z troski. Jesteś dla nas bardzo ważna - tłumaczy Włoszka z przekonaniem spoglądając na szatyna i blondynkę. Posyłam jej szczery uśmiech i podchodząc do nich chwieję się lekko. Wystraszeni podchodzą do mnie. Macham ręką i przytulam ich najmocniej jak potrafię. Oddają uścisk.
- Dziękuję, jesteście kochani. Nie wiem co bym bez was zrobiła - dodaję.
Są najlepsi, tak bardzo ich kocham.
- Chyba musimy porozmawiać, pilnie - krzyczy szczęśliwy Fede wymownie spoglądając na minę Francesci. Ocho, czy ja o czymś nie wiem? Dużo rzeczy mnie ominęło. Czyżby byli razem?
- O czym chcesz rozmawiać? - cichoczę Ludmiła trzepocząc rzęsami.
Lekko zdezorientowany siada na kanapie i gestem zaprasza wszystkich.
- Federico zrobił mi ogromną niespodziankę i zaplanował wycieczkę w góry - wyznaję zarumieniona.
Alonso wysyła jej buziaka, którego odwzajemnia. Miłość jest taka piękna.
- Lecz przemyśleliśmy to i musimy przełożyć, ze względu na stan twojego zdrowia - ukazała rząd swoich perlistych zębów.
Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia podobnie jak moja kuzynka. Nie mogą zrezygnować. będzie przy mnie Lu, rodzice. Poradzę sobie. Ten wyjazd może zmienić całe ich życie.
- Żartujecie? Jedziecie tam i koniec - piszczę przybierając poważny wyraz twarzy.
- Ale Violu...
- Nie ma żadnego ale. Prawda, Lu?
- Jasne, że tak - odpowiedziała z nutką erotyzmu.
Zaśmiałam się głośno. Po chwili w pomieszczeniu nie było już zakochanej dwójki.
- Jak on mnie denerwuje.
- Fede? - kiwnęła twierdząco głową.
Widać, że wpadł jej w oko. Ferro dawna nie była w prawdziwym związku. Myślę, że to najwyższy czas aby kogoś sobie znalazła.
- Jesteś o nich zazdrosna? - pytam ciekawa.
Wybucha niekontrolowanym śmiechem. Powiedziałam coś nie tak?
- Ja? Chyba oszalałaś. Chodź, pójdziemy do naszej ulubionej kawiarenki - chwyta mnie za rękę i dość szybko nakłada kurtkę. Ubrane ruszamy w stronę pobliskiej restauracji. Uwielbiam to miejsce. Łączy mnie z nim dużo wspomnień.
- Mamusiu, musimy już iść? - niezadowolona dziewczynka tupnęła nogą udając obrażoną.
- Kochanie, tata.
- Chcę tu zostać! - przerwała głośno.
Zapłakane dziecko wybiegło na chodnik chowając się obok pobliskiej ławki. Była zbyt maleńka i nie rozumiała decyzji matki.
- Coś się stało? - jej oczom ukazała się czarnowłosa sześciolatka z prostymi, długimi włosami. Kolor jej oczu przypominał morze tajemnic.
- Jestem Francesca.
Otrząsnęłam się z transu zauważając w oddali znajomą postać. Obok niego stała dziewczyna, piękna dziewczyna, wyglądali na zakochanych. Wszystkie spojrzenia zostały skierowane na ich "czułości".
- Violu, oddychaj głęboko. Jesteś strasznie blada - oczy w natychmiastowym tempie zalewają się łzami. To silniejsze odemnie.
- Zobacz. Widzisz to? Ten widok łamie mi serce na kawałki. Oni są szczęśliwi, a ja tracę chęć do życia.
- Spróbuj zapomnieć, proszę.
- O pierwszej miłości nigdy się nie zapomina, pamiętaj - mruczę odwracając się napięcie.
***
Uległam mu, po raz kolejny. Nie mogłam oprzeć się zobaczeniu jego boskiego ciała, usłyszeniu przepięknego głosu, który utkwił w mojej pamięci i nie może się z niej wydostać. Siedzimy obok siebie. On zupełnie zamyślony przygląda się naszemu zdjęciu. Jakimś cudem nadal tutaj stoi.
W pomieszczeniu usłyszeć można nierówne oddechy naszych serc, które z każdą minutą przyśpieszają coraz bardziej. Niesforny kosmyk włosów opada na brązowookie oczy. Powolnym ruchem dotyka mojej dłoni wprawiając moje ciało w stan drżenia. Po długim wyczekiwaniu odzywa się swoim barytonem. Przysłuchuję i wpatruję się w jego zmysłowe ruchy.
- Już kiedyś to obiecywałeś. Czasami myślę, że nie wolno ufać ludziom - oczy przypominają zaistniały smutek. Chciałabym się uśmiechnąć i udawać, że wszystko jest okey. Że jego obecność jest warunkiem mojego szczęścia, lecz z drugiej strony coś pokazuję jakim jest człowiekiem.
Bezlitosnym draniem, który skradł moją duszą, całą mnie.
- Byłem głupi, nieodpowiedzialny. Zmieniłem się...
- Ludzie się nie zmieniają - odpowiadam cicho.
Zdrada jest fałszywa, ale daje nam do zrozumienia kogo pokochaliśmy. Wstaję z dotychczasowego miejsca i zdziwiona staję obok szklanej szyby. Mój wzrok utkwiony jest w niebo, chmury przypominające złowrogą burzę i ludzi, którzy cierpią w tej chwili tak bardzo jak ja.
- Najwyraźniej jestem wyjątkiem. Nie ma dnia, abym o tobie nie myślał - po krótkiej chwili w końcu zabiera głos.
Jego przepiękne szmaragdowe tęczówki wpatrują się we mnie z wielkim porządaniem i nadzieją.
Nie mam siły, aby obrócić głowę, przytulić się, nie czuć strachu, zakochać się od nowa.
- Dlaczego kłamiesz? Widziałam cię z nią. Nie wyglądało, żebyś tęsknił - burczę cholernie zdenerwowana. On mnie ma w sobie litości, traktuję mnie jak pierwszą, lepszą osobę. Już zapomniał kto był jego pierwszą miłością? I z kim planował wspólną przyszłość?
- Watson nic dla mnie nie znaczy - przysięga całując moją dłoń. Obejmuję mnie w talii, oblewam się szkarlatnym rumieńcem. Wyrywam się z jakże niezwykłego uścisku.
- Nie wiem co myśleć. Tak wiele razy mnie okłamałeś.
- Nigdy więcej tego nie zrobię - zapewnia.
Powstrzymuję się od płaczu i nadal nie przestaję podziwiać pięknych fal. Mam mu uwierzyć, tak po prostu. Chcę to zrobić. Moja intuicja mówi mi, że to co było już nie wróci. Przecież to samo nie dzieję się dwa razy. To wszystko jest strasznie poplątane.
- Połóż się, przygotuję coś pysznego - prosi delikatnie. Niewzruszona przenoszę wzrok na jego twarz.
- Co oznacza przygotuję? Zostajesz ze mną?
- Francesca opowiedziała mi o całej sprawie. Chcę się tobą zaopiekować - tłumaczy wyraźnie zainteresowany.
Prycham na słowa skierowane w kierunku mnie i zakładam ręce pod piersi. Od ponad dwóch lat nie odzywał się do mnie, udawał obojętnego, dopiero teraz, kiedy jest blisko mnie zaczyna mu zależeć.
Świadomość tego, jak zostałam potraktowana jest dla mnie niczym w porównaniu tego, co przeżyłam.
- Nie potrzebuję niczyjej łaski, na prawdę - mruczę pod nosem. Dalej Violetta, powiedz mu co czujesz, wyrzuć to z siebie.
- Martwię się, odpoczywaj - ciepła fala zalewa moje wnętrze. Jedno słowo, a tak wiele znaczy. Każdy nawet najdrobniejszy gest wywołuję u mnie burze emocji. Mój umysł nie jest w stanie wyobrazić sobie widoku Verdasa z tą kobietą.
Przeszłość jest odłamkiem naszych chwil. Wraca do ciebie w najgorszych momentach i przypomina co wydarzyło się wczoraj, miesiąc, czy wiele lat temu.
On jest częścią mnie. Jego sposób bycia jest moim. To co czuję on, czuję tylko ja. Wiem, kiedy jest smutny i szczęśliwy. Jest dla mnie tlenem, tlenem, który w jakiś sposób potrafi załagodzić moją rozpacz. Wychodzę na powietrze wdychając zapach lata. Buenos Aires często traci swoją wartość. To tutaj wydarzyło się tak wiele przykrych rzeczy, ale wydarzyło się też wiele wspaniałych. Odnalazłam przyjaciół, miłość, wiarę w siebie, siłę do walki i dalszego przetrwania.
- Przepraszam cię, ale Clara dzwoniła i prosiła abym przyjechał do domu, to coś pilnego. Zjedz obiad, mam nadzieję, że niedługo znów cię zobaczę - szepczę urokliwie oddalając się ode mnie.
- Leon - odwrócił się napięcie w moją stronę. - Dzięki - dodałam czując ogromny ból. Uśmiechnął się leciutko i zniknął pośród tłoku ludzi.
- Ja, nie wiem - zawachałam się lekko przyglądając się jego przystojnej twarzy.
Nie wiem czy jestem na to gotowa.
- Jedna, jedyna kolacja. Jeśli ci się nie spodoba odwiozę cię do domu - oznajmia z błyskiem w oku.
Nie mogę mu odmówić. Opiekował się mną podczas całego pobytu w szpitalu. Był jedynym lekarzem, który troszczył się o mnie jak nikt inny.
- Dobrze, świetny pomysł - uradowany brunet całuje mój aksamitny policzek po czym kiwa mi na pożegnanie.
- Czyżby randka? - blondynka porusza zabawnie brwiami.
Wzruszam ramionami i upadam na miękką konstrukcję. Mam dosyć mojego życia, jest tak skomplikowane. Jason, Diego, a moje myśli krążą wokół jednej osoby - jest nią Verdas.
- Zwykłe spotkanie przyjaciół - odpowiadam pewnym głosem.
Nie chce zranić Hernandeza. Nie traktuję mnie jak zwykłą znajomą, czuję to.
- Widziałam jego spojrzenie. Nie ujęłabym tego w ten sposób - głęboko wypuszczam powietrze aby się uspokoić. Co jeśli zrobiłam mu nadzieję? Violetta, ty egoistko.
- Trudno. Uwierz, że też pragnę się odkochać.
Myśl, że to tylko sen i obudzę się obok mojego Leona jest rzeczą nierealną. Myślicie, że jesteście silni? Że wytrzymacie nawet każdą potworną rzecz? Jesteście w błędzie, okropnym błędzie.
Dopóki nie przeżyjecie bólu, który zada nam ktoś bliski nigdy się nie dowiecie jak będzie wyglądało cierpienie. Możemy jedynie marzyć i starać się unikać konfliktów. Ale takie rzeczy są już pisane. Marzenia z każdym dniem blakną. Są małą niewidzialną cząstką, która gdzieś głęboko w nas stara się pokazać, że istnieje.
- Przestań - usłyszałam. Nie ma mowy - wzrok powędrował na moją kuzynkę rozmawiającą przez telefon. Wyglądała na strasznie przestraszoną i zmartwioną.
-Daj mi święty spokój - wrzasnęła rzucając telefonem o podłogę. Urządzenie roztrzaskało się na małe kawałki a ona jak najszybciej skuliła się pod ścianą.
- Lu co jest? - podbiegłam do niej, aby dowiedzieć się co się stało.
Pokręciła przecząco głową jakby nad czymś się zastanawiała.
- To ojciec, nie ważne. Pójdę do siebie, baw się dobrze - przytuliła mnie i pobiegła do swojego pokoju.
- Jesteś gotowa? - w drzwiach z nienacka pojawił się Diego, ubrany w białą koszulę i zwykłe jeansy. Wyglądał olśniewająco.
- Tak, chodźmy - zgarnęłam torebkę i wsiadłam do czarnego samochodu. Do moich nozdrzy dostał się zapach jego perfum. Leon. Na twarzy pojawił się grymas. Znowu o nim myślę.
- Ślicznie wyglądasz, Violu. Nie poznałem cię - śmieję się, uśmiechając się szeroko. Dołączam do niego i obserwuję jego skoncentrowaną twarz. Puszcza mi oczko. Odwzajemniam gest.
Kiedy dojeżdżamy na miejsce, zadowolona wchodzę do pomieszczenia i zajmuję stolik. Salę wypełniają brzegi obrazów. Dominujący biel świetnie współgra z miętowym kolorem. Od czasu do czasu rozglądam się w około zachwycając się niezwykłością ustroju.
- Mogę cię o coś zapytać? - pyta. Ochoczo zgadzam się i czekam na jakikolwiek ruch z jego strony. Trochę się denerwuję.
- To prawda, że byłaś w ciąży?
Przełykam głośno ślinę mocniej ściskając jedwabną spódnicę. Niewidzialna gula utkwiła mi w gardle.
- Co? - szybko odwracam się w stronę odbijającego się echa.
Zamieram.
Proszę nie bić xD
Nie dość, że po dwóch tygodniach to takie coś.
Zawiodłam was, proszę wybaczcie ;O
Jak widzicie Diego podoba się Violetta,
A Fran i Fede wyjechali na wakacje.
Ale ja mieszam, haha ;d
Rozdział chwilowo bez korekty, także przepraszam za błędy.
A w 8 wydarzy się coś co was zadowoli ^^
Dziękuję wam, że ze mną jesteście, kochani ;D
Bez was ten blog by nie istniał! ;)
Serdeczne dzięki za wszystkie komki, skarby! ♥
Do następnego, miśki pyśki! <3
Wika xoxo